Inwestorzy wciąż nie mogą się zdecydować. Kupować akcje na GPW czy może szukać szczęścia gdzie indziej. Dylemat ten był bardzo dobrze widoczny podczas wtorkowej sesji. Przez cały dzień byliśmy świadkami niewielkiej zmienności i wyczekiwania na impuls do działania. Ten jednak nie nadszedł.
Już początek notowań wskazywał, że inwestorzy mogą wstrzymywać się z bardziej zdecydowanymi ruchami. WIG20 notowania zaczął nieznacznie pod kreską co wpisywało się w ogólną atmosferę na europejskich rynkach. Wielu graczy miało nadzieję, że ożywienie wprowadzą publikowane we wtorek dane makroekonomiczne. Na pierwszy ogień poszły informacje z Polski. Główny Urząd Statystyczny podał, że w styczniu stopa bezrobocia w Polsce wyniosła 12 proc. I chociaż ekonomiści spodziewali się odczytu na poziomie 11,9 proc. to informacja ta nie była w stanie sprowokować inwestorów giełdowych do działań. Kolejne godziny handlu mijały, a przełomu nie było widać. Co prawda podaż nieco mocniej przycisnęła, ale przecena była na tyle nie duża, że mało kto traktował ją poważnie. Podobnie zresztą zachowywały się inne rynki. Wyjątek stanowi giełda w Grecji, gdzie główny indeks tamtejszej giełdy zyskiwał w ciągu dnia nawet ponad 9 proc. W ten sposób inwestorzy reagowali na sygnały mówiące, że program reform gospodarczych przedstawiony przez grecki rząd został dobrze oceniony przez UE.
Na pozostałych rynkach, w tym również w Warszawie liczono, że ożywienie przyjdzie w końcówce notowań. Niestety ani odczyt amerykańskiego indeksu Conference Board, ani też główne tezy Janet Yellen z wystąpienia przed Senacką Komisją Bankową nie zelektryzowały graczy. W ostatecznym rozrachunku WIG20 zaliczył symboliczną zmianę. Stracił 0,08 proc. Lepiej poradziły sobie inne indeksy warszawskiej giełdy. mWIG40 urósł o 0,2 proc. zaś sWIG80 0,65 proc. Na innych rynkach pod koniec dnia uaktywnił się popyt. Niemiecki DAX w momencie zamknięcia notowań w Warszawie zyskiwał 0,7 proc. Francuski CAC40 rósł 0,6 proc.