Sprawa jest o tyle godna odnotowania, że nie jest to po prostu kolejny rekord „z marszu, jakich wiele w trakcie systematycznej hossy. Trzeba było na niego czekać od lipca 2014 r. Właśnie wtedy przerwany został stabilny trend wzrostowy. Kulminacja problemów nadeszła w październiku, kiedy wkrótce po zakończeniu amerykańskiego QE i w atmosferze obaw o globalny wzrost gospodarczy indeks zanotował głęboką korektę, która sprowadziła go do poziomu najniższego od 9 miesięcy. Dopiero teraz udało się odrobić tamte straty. Nowy szczyt jest niewątpliwie korzystnym rozstrzygnięciem z punktu widzenia analizy technicznej. Jesienne przebicie linii trendu wzrostowego sięgającej 2012 r. mogło robić bardzo złe wrażenie. Wraz z zakończeniem korekty tamte negatywne sygnały odchodzą do przeszłości.

Inna sprawa, że hossa na rynkach rozwiniętych jest ciągle dość wybiórcza – z naszych wyliczeń wynika, że jedynie 30 proc. wszystkich rynków z tej grupy notowanych jest wyżej niż przed rokiem (przynajmniej w ujęciu dolarowym – w lokalnych walutach ten odsetek jest zapewne wyższy).

Globalna hossa okazuje się jeszcze bardziej wybiórcza, jeśli spojrzymy na inną grupę krajów – rynki wschodzące. Ich indeks (MSCI Emerging Markets) do szczytów ma daleko. Może to i dobrze, bo gdyby wszystkie indeksy przeżywały zgodną hossę, mogłyby się pojawić obawy przed przegrzaniem koniunktury. A do tego ciągle daleko.