Chociaż jeszcze w połowie lipca indeks S&P 500 pokusił się o dojście do rekordów, to zaraz potem cofnął się do poziomów, na których po raz pierwszy zagościł ponad siedem miesięcy temu.
Pesymiści doszukują się tu tzw. fazy dystrybucji, która miałaby być wstępem do większej przeceny. W ten drugi nurt wpisuje się „alert" Johna Hussmana, zarządzającego znanego z wyszukiwania intrygujących historycznych ciekawostek. Twierdzi on, że w połowie lipca spełniony został zestaw kryteriów, które poprzedziły ostatnie trzy największe bessy (2007, 2000, 1972): S&P 500 zamknął tydzień na rekordowym poziomie, odsetek niedźwiedzi wśród inwestorów indywidualnych jest poniżej 27 proc., wskaźnik cena/zysk w wersji prof. Shillera (bierze pod uwagę średnie zyski spółek z ostatnich dziesięciu lat) przekracza 18, a odsetek spółek notowanych powyżej 200-sesyjnej średniej spadł poniżej 60 proc.
Oczywiście trudno byłoby dyskutować z faktem, że amerykańskie akcje po kilku latach hossy napędzanej ultraluźną polityką Fedu są drogie. Niemniej tak jak w przypadku każdej tego typu skomplikowanej analizy istnieje ryzyko, że autor alertu przesadził z dopasowywaniem historycznych danych do zamierzonego rezultatu.
Z naszych własnych badań wynika faktycznie, że w okresie nadchodzących podwyżek stóp w USA można spodziewać się spadku wskaźników cena/zysk z obecnych relatywnie wysokich poziomów. Podwyżki historycznie nie przeszkadzały natomiast początkowo w szybkim wzroście zysków spółek.