Tę wyróżniającą się w ostatnich dniach słabość można tłumaczyć obawami, że to Niemcy – jeden z czołowych światowych eksporterów – najmocniej odczują ewentualne kolejne spowolnienie chińskiej gospodarki czy ewentualną dalszą dewaluację juana. W tym kontekście relatywną odporność warszawskiego rynku można tłumaczyć stosunkową niską bezpośrednią ekspozycją naszej gospodarki na Chiny (10 proc. importu, który dzięki dewaluacji stanie się tańszy, i znikomy udział w eksporcie, który dewaluacja chińskiej waluty mogłaby uczynić mniej opłacalnym).
O tym, że coś niedobrego dzieje się ze światowym handlem, może świadczyć zachowanie publikowanego przez holenderskie CPB (Bureau for Economic Policy Analysis) indeksu światowego handlu (World Trade Index). Spadł on w maju (nowsze dane nie są dostępne) do najniższego poziomu od dziesięciu miesięcy. W okresie minionych 20 lat takie sygnały pojawiały się jedynie dwukrotnie: w listopadzie 2008 r. oraz w maju 2001 r. W obu przypadkach sygnalizowały recesję spowodowaną pęknięciem globalnej bańki (na rynku kredytów hipotecznych w jednym przypadku i na rynku akcji spółek IT w drugim).
Obecnie na recesję raczej się nie zanosi. Wskaźniki dla strefy euro sugerują kontynuację ożywienia. Nawet Grecja notuje dodatnie tempo wzrostu gospodarczego (prawie dogoniła pod względem tempa wzrostu Niemcy). Również wpadnięcie w recesję gospodarki USA jest mało prawdopodobne przy obecnej dynamice cen ropy naftowej i poziomie tamtejszych stóp. W okresie minionego pokolenia na sześć recesji w Stanach pięć było poprzedzonych „szokami naftowymi", a jedna wzrostem stóp procentowych do kilkunastu procent. Z żadnym z tych przypadków nie mamy do czynienia obecnie (wręcz odwrotnie). Możliwe jest natomiast dalsze osłabienie w całym uniwersum rynków „wschodzących" z Chinami na czele. Już teraz dolarowy MSCI EM Index spadł do poziomów z dołków z października 2011 r. i maja 2010 r. Można się obawiać, że do czasu sezonowego dołka jesienią te minima mogą zostać pogłębione (szczególnie gdyby kurs USD/CNY wznowił marsz w górę). Cały czas trwają dewaluacje walut krajów peryferyjnych względem dolara, do czego walnie przyczyniają się najniższe od sześciu lat ceny surowców. W czwartek S&P 500 znalazł się blisko wsparcia z marca i lipca, a rozmiary trwającej od pół roku konsolidacji sugerują, że ewentualne przełamanie tych wsparć może poprzedzać podróż tego indeksu do dołków z grudnia i stycznia. ¶