W ostatnich tygodniach rynek nie tylko przebąkiwał, ale głośno się domagał nadejścia niewidzianej od kilku lat 10-proc. korekty. Doszło do tego, że jeszcze przed tąpnięciem z ostatnich dni, gdy indeks S&P500 trzymał się na 2100 punktach, odsetek byczo nastawionych profesjonalistów z Wall Street skurczył się do poziomu odnotowanego ostatnio w czasie październikowego dołka, czyli po 7-proc. przecenie. Zazwyczaj większość nie ma racji. Jednak tym razem rynek postanowił zniweczyć rynkowy konsensus nie poprzez wybicie się górą z konsolidacji, co wydawało mi się bardziej prawdopodobnym, bo zaskakującym rozwiązaniem, tylko przez taką formę przeceny, która wzbudzi prawdziwe przerażenie w oczach inwestorów. Wszyscy liczyli się z jakąś korektą, a wyszedł z tego krach. Moim zdaniem trudno jest inaczej opisać to, co się stało, jak tylko używając tego właśnie określenia. Patrząc na zachowanie się rynków w piątek i poniedziałek, trudno było nie odnieść wrażenia, że skala i dynamika przeceny przypominają rynkowe wydarzenia sprzed dokładnie czterech lat, czyli też z sierpnia, ale 2011 roku. Być może amerykański rynek akcji okaże się bardziej przebiegły i jedynie postraszy prawdziwym krachem, jednak nie obstawiałbym takiej wersji wydarzeń. Wygląda na to, że nie ma dużych szans na powtórzenie scenariusza z ubiegłorocznej jesieni, kiedy dwutygodniowa korekta została zniwelowana w równie szybkim tempie jak nadeszła, a po miesiącu nikt już o niej nie pamiętał. Wolę zastosować ostrożniejsze podejście, ponieważ sytuacja rynkowa i gospodarcza w ujęciu globalnym jest teraz mniej jednoznaczna niż pod koniec ubiegłego roku, więcej jest znaków zapytania. Przeglądając historię ostatnich 70 lat na Wall Street w poszukiwaniu analogicznych krachów, można się natknąć na sześć wydarzeń. Co ciekawe, choć to raczej październik jest kojarzony z okresem występowania tak spektakularnych rynkowych tąpnięć, to aż w czterech przypadkach krach miał miejsce właśnie w sierpniu. Tak było w latach: 1946, 1966 (główna część spadków), 1998 oraz w 2011. Zazwyczaj ich przebieg jest dość podobny. Pierwsza fala przeceny jest krótka i dynamiczna, potem przychodzi kilka tygodni dużej zmienności i uklepywania dna, a po mniej więcej dwóch miesiącach rynek powraca do trendu wzrostowego. Za zasięg typowego krachu, od szczytu do dołka, można przyjąć zakres 15–20 proc. Jak będzie tym razem?