Poniedziałkowe wzrosty na GPW rozbudziły nadzieje inwestorów. Wielu z nich liczyło, że we wtorek kapitał znów będzie płynął na warszawski parkiet i wzrostowa seria indeksu WIG20 zostanie podtrzymana. Przed rozpoczęciem notowań indeks największych spółek miał bowiem na koncie trzy wzrostowe dni z rzędu. Początek wtorkowej sesji mógł jednak wlać nieco niepokoju w serca inwestorów. WIG20 co prawda dzień rozpoczął od symbolicznego spadku, jednak później przecena się pogłębiła i już po godzinie handlu był 0,5 proc. pod kreską. Na szczęście na tym się skończyło. Podaż nie miała argumentów do tego aby sprowadzić indeksy na niższe poziomy. Postanowiły to wykorzystać byki. Ich motorem napędowym były przede wszystkim wzrosty na innych europejskich giełdach. W Warszawie rozpoczęło się więc mozolne odrabianie strat.
Do godz. 14 indeksowi WIG20 udało się zbliżyć do poniedziałkowego poziomu zamknięcia. Tutaj przez chwilę trwało przeciąganie liny między popytem i podażą. Kiedy jednak okazało się, że od wzrostów dzień rozpoczęli inwestorzy w Stanach Zjednoczonych również i gracze z warszawskiego rynku odważyli się na bardziej zdecydowane zakupy. Sprzyjało im również to, że wzrosty notowały także inne rynki wschodzące. W tym otoczeniu nie wypadało wręcz nie wykorzystać sytuacji do tego, aby WIG20 podtrzymał dobrą passę z ostatnich dni. Ostatecznie indeks największych spółek zyskał 0,55 proc. Świetnie cały dzień prezentowały się średnie firmy. mWIG40 w ciągu dnia rósł około 1,5 proc. Inne europejskie giełdy kończyły notowania na około 1,5 proc. plusie.
WIG20 już czwartą sesję z rzędu kończy na plusie. Jak długo może jeszcze rosnąć? Analitycy wskazują, że nasz rynek i tak ma co odrabiać względem innych rynków i co odważniejsi mówią, że niedługo indeks największych spółek może zaatakować poziom 2000 pkt. Do tego jeszcze długa droga. Do środowych notowań WIG20 przystąpi bowiem z poziomu 1847 pkt.