WIG20 do czwartkowych notowań przystępował po serii pięciu wzrostowych sesji z rzędu. Jak zawsze w tego typu sytuacjach rodzi się więc pytanie, jak długo jeszcze może trwać dobra passa. Początek notowań nie dawał jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie, gdyż WIG20 wystartował jedynie na symbolicznym plusie. Wystarczyło jednak kilka minut handlu, aby zjechał pod kreskę i wedle tradycji z ostatnich dni około godz. 10 tracił 0,4 proc. Chociażby z racji tego, że na innych rynkach dominował kolor zielony, niedźwiedzie na naszym rynku nie miały zbyt wielu argumentów, aby pogłębić przecenę. Znów wykorzystał to obóz byków, który zaczął mozolnie odrabiać straty. W efekcie znów doszło do sytuacji, w której indeks największych spółek przez długą część dnia oscylował przy poziomie zamknięcia z dnia poprzedniego.

Popyt na naszym rynku uaktywnił się dopiero wtedy, kiedy do gry weszli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych. Udany początek notowań na Wall Street sprawił, że również gracze w Warszawie przystąpili do bardziej zdecydowanych zakupów. Na efekty tego nie trzeba było długo czekać. WIG20 wyszedł na plus i głównym pytaniem było nie „czy", ale „ile" zyska główny indeks. Ostatecznie zakończył dzień 0,7 proc. na plusie. Nad kreską dzień kończyły również inne europejskie giełdy.

Dla indeksu WIG20 była to już szósta wzrostowa sesja z rzędu. Jeśli więc piątek nie przyniesie znaczących ruchów (trzeba zwrócić m.in. uwagę na dane o inflacji w Polsce), jest wielce prawdopodobne, że inwestorzy w Warszawie ten tydzień będą kończyć w bardzo dobrych nastrojach.

[email protected]