Ostatnie dni na warszawskiej giełdzie rozbudziły apetyty inwestorów. WIG20 zaliczył kilka udanych sesji i nawet na tle innych europejskich rynków prezentował się wyjątkowo mocno. Nie dziwne więc, że do czwartkowej sesji gracze podchodzili z dużymi nadziejami. Pierwsze minuty handlu tylko te nadzieje podsyciły. Indeks największych spółek zyskiwał na początku dnia prawie 0,5 proc. i wydawało się, że nasz rynek jest na dobrej drodze do tego by zaliczyć kolejny udany dzień.

Po godzinie handlu okazało się jednak, że realizacja tego scenariusza wcale nie będzie taka prosta. WIG20 wziął przykład z innych europejskich indeksów, które borykały się z niewielką przeceną i sam znalazł się pod kreską. Na szczęście skala spadków przez długi czas była ograniczona, więc przynajmniej teoretycznie szansa na wzrosty nie została definitywnie przekreślona.

Rywalizację między popytem, a podażą ostatecznie rozstrzygnął Europejski Bank Centralny. Co prawda zgodnie z oczekiwaniami pozostawił on stopy procentowe na niezmieniony poziomie, jednak dla inwestorów najważniejsze było to co zrobi on z programem ilościowego luzowania (QE).

Mario Draghi szef EBC niestety rozczarował rynki. Jak powiedział na ostatnim posiedzeniu Bank nawet nie rozpatrywano kwestii przedłużenia QE. Oznacza to, że program ten będzie funkcjonował do marca 2017 r., a skup aktywów będzie nadal wynosił 80 mld euro miesięcznie.

Nie na takie informacje czekali inwestorzy. Zaraz po tych doniesieniach indeksy znów mocniej zaczęły świecić na czerwono. Spadki zaczęły przekraczać nawet 1 proc. Stało się więc jasne, że czwartkową sesję trzeba spisać na straty. Ostatecznie WIG20 spadł o 0,9 proc. i znów znalazł się poniżej psychologicznej bariery 1800 pkt. Do piątkowej sesji przystąpi z poziomu 1793. Mocnymi spadkami dzień zakończyły także inne europejskie indeksy.