Euforia, która zapanowała wtedy wśród inwestorów po otrzymaniu tak pozytywnego sygnału, była krótka. Rynki nie poszły za ciosem, nie kontynuowały silnych zwyżek (poza indeksem Nasdaq i sektorem półprzewodników). Przez ostatnie dwa miesiące większość giełd czy to USA, czy w Europie stała w miejscu. Choć nie można powiedzieć, że było nudno. Zarówno w pierwszej połowie września, jak i w połowie ubiegłego tygodnia nastąpiły wahnięcia indeksów, które mogły przyprawić inwestorów o ból głowy. W obu przypadkach nie było jasnej przesłanki, jaka stałaby za ponad 2-proc. przeceną. Po towarzyszącej spadkom indeksów korekcie na obligacjach skarbowych można było wnioskować, że do gry wróciły obawy związane z grudniową podwyżką stóp przez Rezerwę Federalną. Jeśli powodem całego zamieszania na giełdach miało być rzeczywiście kolejne, po rocznej przerwie, zacieśnienie polityki monetarnej przez amerykański bank centralny, to korekta nie powinna być ani długa, ani znacząca. Być może już się skończyła. W końcu temat podwyżek jest już zgrany jak stara płyta.

Umocnienie dolara, jakie obserwujemy od dwóch tygodni, nie jest już tak zabójcze w stosunku do aktywów na rynkach wschodzących czy na rynku surowców, jak to było wcześniej. W gruncie rzeczy amerykańska waluta w największym stopniu umocniła się względem euro i chińskiego juana, a tegoroczna gwiazda, czyli brazylijski real, nawet nie zareagowała.

Tak czy inaczej zarówno miesiąc temu, jak i w ostatnim tygodniu próby zakończenia kruchej rynkowej stabilizacji jednoznacznym wybiciem się indeksów w dół okazały się falstartem. I bardzo dobrze. Alternatywa, jaką przedstawili ostatnio stratedzy z Citibanku i HSBC, mogłaby być dość bolesna. Dostrzegli bowiem podobieństwo tegorocznego przebiegu indeksu S&P500 do 1987 roku, który, jak wiemy, zakończył się największym krachem w historii. Nie sądzę, żeby groził nam taki scenariusz, nawet z tego prostego powodu, że w ciągu 12 miesięcy poprzedzających Czarny Poniedziałek główne indeksy z Wall Street zaliczyły 40-proc. zwyżki (tymczasem aktualnie roczna stopa zwrotu nie przekracza 5 proc.). Mimo wszystko rynek raczej prędzej niż później będzie musiał dokonać wyboru kierunku wybicia, który zakończy ostatnie tygodnie marazmu.