Przyczyn jest wiele, ale w ostatecznym rozrachunku sprowadzają się one do spadku zagregowanych zysków korporacji z tego indeksu. Historyczna korelacja jest prosta – do nowych rekordów S&P500 potrzebne są nowe rekordy zysków. A z tym ostatnio było raczej krucho, po części na skutek kiepskiej kondycji spółek naftowych, a po części za sprawą mocnego dolara podkopującego eksport.
Być może to zaczyna się jednak stopniowo zmieniać na plus. Na razie wyniki finansowe za III kwartał podało co prawda tylko 27 proc. spółek, ale zawsze jest to już pewien wyznacznik tego, jak mogły wyglądać całościowe rezultaty. Dobra informacja na podstawie tej wybiórczej próbki spółek jest taka, że zła passa została być może przerwana i mamy już do czynienia z wyraźnym wzrostem zarobków. Cząstkowe dane mówią o 16-proc. poprawie rok do roku.
Oczywiście na potwierdzenie tego pozytywnego zjawiska trzeba poczekać do momentu opublikowania raportów kwartalnych przez większość spółek. Poza tym poprawa trendu w wynikach nie zmienia faktu, że pod względem wycen amerykańskie akcje nie należą obecnie do najatrakcyjniejszych, z P/E na poziomie 24 razy zyski za ostatnie cztery kwartały i ok. 16 razy zyski prognozowane przez analityków na 2017 rok.