Donald Trump dokonał już wprawdzie jednej rzeczy, która wydawała się mało prawdopodobna, zostając prezydentem wbrew wszystkim liczącym się mediom, analitykom, bukmacherom, całej Partii Demokratycznej i większości Partii Republikańskiej, ale warto zachować ostrożność, zanim założy się, że bez trudności zdoła obniżyć podatki i rozpocznie bezprecedensowy „stymulus" fiskalny przy długu około 105 proc. PKB. Jakiekolwiek zmiany wprowadzane przez nowego prezydenta będą musiały mieć wsparcie republikańskiej większości w Kongresie, a o nią wcale nie musi być łatwo, zważywszy, że przez ostatnich osiem lat republikanie stawiali się w roli strażników ostrożności fiskalnej. Trudno uwierzyć również, że członkowie Kongresu podpiszą się pod planami wojny handlowej z Chinami. Wycena małej szansy na taki scenariusz jest naturalna, ale wystarczy jedna wypowiedź Trumpa, by odpłynęła w przeszłość równie łatwo jak mur na granicy z Meksykiem.
Efekty „stymulusu" fiskalnego będziemy mogli ujrzeć najwcześniej za kilka kwartałów, o czym wydaje się zapominać szczególnie rynek długu. Nawet jeżeli rzeczywiście zobaczyliśmy już na nim minima rentowności, skala ostatniej przeceny daje szansę na duży zarobek w kolejnych miesiącach. Inflacja powinna rosnąć, ale przy tak słabnącym wzroście PKB, z jakim mamy obecnie do czynienia w Polsce, RPP prędzej zacznie myśleć o obniżkach stóp niż ich podwyższaniu. Ponieważ jednocześnie nie ma dużego ryzyka nadmiernego deficytu w 2017 r., obecne wyceny polskich obligacji wydają się bardzo okazyjne, zwłaszcza pięcioletnie.
Przesadzony wydaje się także wpływ, jaki amerykańskie wybory miałyby mieć na rynki wschodzące. Napływy kapitału do USA mogą się utrzymywać w kolejnych miesiącach, ale tracić na tym powinny przede wszystkim Europa oraz Japonia. Mocny dolar pogarsza sytuację niektórych rozwijających się gospodarek, ale do podtrzymania obecnego trendu niezbędne byłyby podwyżki stóp Fedu. Wprawdzie wzrosły zagrożenia dla takich krajów jak Turcja czy RPA, ale z nawiązką może je zrównoważyć wzrost na rynku w Rosji, potencjalnie największym wygranym amerykańskich wyborów.