Od startu notowań to właśnie popyt rozdawał karty na naszym rynku. Nie przeszkadzało mu nawet to, że na innych europejskich parkietach częściej dało się zaobserwować kolor czerwony. Jakby tego było mało, im dłużej trwała sesja, tym na coraz więcej pozwalały sobie byki w Warszawie. W pewnym momencie WIG20 zyskiwał ponad 1 proc. Z racji braku istotnych publikacji makroekonomicznych droga do tego, aby zakończyć dzień zwyżkami, stała więc otworem.

Byki sytuację tę wykorzystały koncertowo. Podczas wtorkowej sesji wzrosty WIG20 ani przez moment nie były zagrożone. To jednocześnie czyniło nasz główny wskaźnik jednym z najsilniejszych w Europie. Kiedy dodatkowo okazało się, że od zwyżek dzień zaczęli także inwestorzy w Stanach Zjednoczonych, zielona końcówka dnia w Warszawie była praktycznie przesądzona. Ostatecznie WIG20 zyskał 0,8 proc. i świecił przykładem nie tylko dla innych europejskich indeksów, ale także dla wskaźników średnich i małych firm naszego parkietu.

Warto jednocześnie zwrócić uwagę, że nie jest to pierwsza tego typu sytuacja. Tylko w ciągu miesiąca WIG20 zyskał prawie 11 proc. W tym czasie mWIG40 zyskał niecałe 5 proc. Najsłabiej w tym gronie wypada sWIG80, który w omawianym okresie stracił 1,4 proc.

WIG20 dzięki kolejnej wzrostowej sesji znów zbliżył się do psychologicznego poziomu 2000 pkt. Co prawda do jego osiągnięcia brakuje jeszcze prawie 60 pkt, jednak jeśli rajdu św. Mikołaja nie zakłócą żadne niespodziewane informacje, to niewykluczone, że jeszcze w tym roku indeks największych spółek podejmie próbę ataku na ten poziom. Kalendarz makroekonomiczny już raczej nie będzie w stanie popsuć nastrojów na warszawskim parkiecie.