W związku z tym pierwsza część sesji była dość niemrawa. Na rynku dominował od początku dnia kolor czerwony, jednak spadki były na tyle nieduże, że na nikim nie robiły wrażenia.
Wtorkowa sesja po raz kolejny udowodniła, jak trafne na rynku bywa powiedzenie „z dużej chmury mały deszcz". Słowa May – wbrew niektórym oczekiwaniom – nie wstrząsnęły rynkiem. Jej słowa: „dążymy do nowego i równego partnerstwa między niezależną, samodzielnie się rządzącą, globalną Brytanią a Unią Europejską" przyjęte zostały na rynku ze spokojem.
WIG20 jedynie przez chwilę znalazł się nad kreską. O większych zmianach ciężko było także mówić, obserwując inne rynki. Tam również przez cały dzień indeksy notowały symboliczne zmiany. Na europejskich rynkach większego wrażenia nie zrobiło też to, że wracający po dniu przerwy Amerykanie rozpoczęli notowania od sprzedaży akcji.
Wtorkową sesję na GPW ostatecznie wygrały niedźwiedzie. WIG20 stracił 0,5 proc., co przez bardziej wrażliwych być może zostanie odebrane jako początek zbliżającej się korekty. Na razie jednak chętnych do sprzedaży akcji nie ma zbyt wielu. Wystarczy powiedzieć, że obroty na GPW z trudem przekroczyły 700 mln zł. Biorąc pod uwagę, że podczas ostatniego rajdu WIG20 przekraczały one grubo ponad 1 mld zł, wydaje się, że przynajmniej na razie nie ma powodów do niepokoju.
W środowym kalendarzu makroekonomicznym na pierwszy plan wysuwają się dane o inflacji w strefie euro oraz Stanach Zjednoczonych czy też odczyty dotyczące produkcji przemysłowej w USA. Patrząc na doświadczenia z wtorkowej sesji, ciężko jednak oczekiwać, aby były one w stanie wyraźnie poruszyć inwestorów.