Ponownie straszyć bowiem zaczęła perspektywa wojny handlowej, a publikowane dane wieszczyły koniec przyspieszenia wzrostu gospodarczego na Starym Kontynencie. W konsekwencji nastroje na parkietach były złe i po wczorajszych wzrostach GPW musiała się do nich dostosować.

Teoretycznie najważniejszym wydarzeniem tego tygodnia było zakończone wczoraj wieczorem posiedzenie amerykańskiego banku centralnego. Nie wywołało ono jednak większej reakcji, przynajmniej na giełdowych parkietach. Większe poruszenie widoczne było na pozostałych rynkach, czyli walutowym, surowcowym i papierów dłużnych. Na nich pozytywnie przyjęto kolejną podwyżkę stóp, jednakże przy pozostawieniu spodziewanej skali dalszego zacienienia polityki w tym roku bez zmian względem grudnia. Tym niemniej środek ciężkości pod wodzą nowego prezesa dość zauważalnie przesunął się na bardziej jastrzębią stronę. W dalszej perspektywie roku 2019 i 2020 trajektoria kosztu pieniądza powędrowała bowiem w górę i de facto niewiele brakowało by stało się tak również dla obecnego roku. Szybko jednak uwaga inwestorów zaczęła wędrować w inne rewiry, a motywem przewodnim dnia była perspektywa wojny handlowej.

Spokój nęcić mógł fakt, że krótko po zakończeniu sesji na GPW Donald Trump ma zapowiedzieć kolejne cła, tym razem na produkty chińskie, które wyprodukowane zostały przy wykorzystaniu „ukradzionej' amerykańskiej technologii. Szczegóły nie są znane. Jak na razie wiemy tylko tyle, że cła nie będą funkcjonować od razu i na ich ostateczny kształt będą mieli wpływ amerykańscy przedsiębiorcy. Wiemy dodatkowo, że Państwo Środka przygotowuje swoją odpowiedź na te działania. Ponadto jutro w życie mają wejść ogłoszone wcześniej cła na import stali i aluminium do USA. Wciąż nie wiadomo czy Europa będzie z nich wyłączona. Jeżeli nie, to Stary Kontynent gotowy jest nałożyć cła na towary amerykańskie. Tym samym obserwujemy kolejne wystrzały na froncie protekcjonizmu i choć do wojny handlowej jeszcze daleka droga, to nastroje przedsiębiorców pogarszają się już teraz. Dość dobitnie wskazywały na to publikowane dzisiaj wstępne odczyty wskaźników PMI dla głównych europejskich gospodarek oraz całej strefy euro. Wszystkie minęły się z oczekiwaniami i sygnalizowały definitywny koniec obserwowanego wcześniej przyspieszenia wzrostu. Najbardziej odczuwa to sektor produkcyjny. Po części jest to winą silnego euro, gdyż dalej spadał wskaźnik wzrostu zamówień eksportowych i okazał się najniższy od listopada 2016 roku. Sam indeks odpowiadający za produkcję w Niemczech zwolnił do najniższych wskazań od początku 2017 roku i tutaj w dalszym ciągu widać niemały wpływ ograniczeń po stronie podaży. Wciąż pogarszał się bowiem wskaźnik czasu dostaw i znalazł się świeżym rekordzie, czyli najniżej w 22. letniej historii zbierania danych. Sektor usług jednak też zwolnił do pięciomiesięcznego minimum, a całościowy indeks PMI z wciąż bardzo wysokiego poziomu 57,1 pkt. spadł w marcu o niemalże 2 pkt. do 55,3 pkt., co jest najniższym wskazaniem od 14. miesięcy. Podobnie niepokojący był spadek niemieckiego indeksu Ifo, a główne obawy wiązać można ze słabym komponentem oczekiwań odnośnie eksportu, który znalazł się najniżej od ponad roku. Konsekwencje? Silne spadki na wszystkich parkietach od czego GPW nie uciekła. Indeks WIG20 stracił na wartości 2% i ponownie znalazł się poniżej psychologicznego poziomu 2300 pkt.