Pod koniec ubiegłego tygodnia nastroje na światowych rynkach kapitałowych wyraźnie się pogorszyły po tym jak prezydent Trump przedstawił plan nałożenia ceł na chińskie towary eksportowane do USA. Potężne spadku na Wall Street mogły jednak nieco dziwić, gdyż oficjalna zapowiedź w znacznej mierze pokrywała się z wcześniejszymi przeciekami. Ogłoszona legislacja wydawała się nawet nieco mniej restrykcyjna niż oczekiwano. Znalazły się w niej bowiem „bezpieczniki", między innymi z uwagi na fakt, że cła mają wejść w życie dopiero po 30 dniach konsultacji, które wystartują po publikacji pełnej listy 1300 produktów, na które mają być nałożone cła. Tym samym nowa regulacja ma wymuszać pertraktacje, a te zgodnie z informacjami Wall Street Journal się rozpoczęły i tyczą się poprawy dostępu do rynku chińskiego przez USA. Ponadto Bloomberg w trakcie weekendu cytował słowa sekretarza skarbu Steven Mnuchin'a, że jest on optymistyczny co do tego, iż uda się dojść do porozumienia z Chinami i w konsekwencji powstrzymana zostanie potrzeba nałożenia zapowiedzianych w minionym tygodniu sankcji. Tym samym pojawiło się pewne światełko w tunelu, co de facto umożliwione zostało przez opublikowaną wcześniej legislację. Pewnym przykładem może być w tej materii Korea Południowa, z którą USA zawarło porozumienie, na mocy którego zostanie ona na stałe wyłączona z wprowadzonych niedawno ceł na import stali do USA. Azjatycki tygrys w zamian podwoi wielkość kontyngentu importowego na samochody amerykańskie do 50 000 sztuk oraz zmniejszy wielkość swojego eksportu stali do USA. Wydaje się więc, że ogłaszane przez Waszyngton nowe cła są negocjacyjną taktyką, która ma wymusić ustępstwa na innych krajach. Taki obrót sprawy mógł spotkać się z pozytywnym przyjęciem inwestorów.

Początek sesji w Warszawie oraz Europie rzeczywiście wskazywał na ostrożnym optymizm. Szybko jednak okazało się, że na GPW brakuje kapitału, który wsparłby przeceniony parkiet. Obroty były bowiem śladowe i wszystkie rynkowe segmenty zaczęły uginać się pod własnym ciężarem. Po kilku kwadransach notowań z początkowych wzrostów nic już nie zostało, mimo że na Starym Kontynencie główne indeksy wciąż na wartości zyskiwały. Po południu nawet za naszą zachodnią granicą wcześniejszy stonowany optymizm się ulotnił, co tylko pogorszyło i tak już trudną sytuację GPW. W konsekwencji główny indeks stracił kolejne 0,7%, ale jeszcze słabsze były spółki średnie, których indeks zamknął się stratą przekraczającą 1%. Tym samym okazja do odbicia została zmarnowana, a notowania na warszawskim parkiecie po raz kolejny pokazały, że na chwilę obecną nie jest on w kręgu zainteresowania zagranicznego kapitału.