Po czwartkowych spadkach na warszawskiej giełdzie pojawiły się pytania, czy jest to tylko jednorazowa korekta po ostatnim mocnym ruchu wzrostowy czy też może niedźwiedzie będą chciały na nieco dłużej rozgościć się na GPW. W piątek w tej sprawie nie było żadnych wątpliwości i niedomówień.
Od początku dnia na warszawskim parkiecie dominowały spadki. Sesja została ustawiona już w pierwszej godzinie handlu, kiedy to WIG20 zjechał ponad 1 proc. pod kreskę. Próżno szukać było punktów zaczepienia, które pozwalałyby wierzyć, że w miarę upływu czasu sytuacja zacznie się polepszać. Zdecydowanie więcej argumentów miały niedźwiedzie. Ten główny dotyczył zachowania innych europejskich rynków, które również od początku dnia zmagały się z presją podaży. Mocno cierpiały rynki wschodzące, ale presję sprzedających widać było też na największych rynkach.
W piątek kalendarz makroekonomiczny nie rozpieszczał więc po raz kolejny do rangi najważniejszego wydarzenia urósł start notowań w Stanach Zjednoczonych. Niestety zanim jeszcze ruszył handel na rynku kasowym zachowanie kontraktów terminowych nie pozostawiało złudzeń, że trzeba się liczyć z przeceną na Wall Street. I faktycznie tak było. Po godzinie od rozpoczęcia handlu indeksy na Wall Street traciły około 1 proc. To ostatecznie przekreśliło szanse na jakiekolwiek odbicie na GPW. Ostatecznie WIG20 stracił 1,35 proc.
Czwartkowe i piątkowe spadki popsuły nieco bilans całego tygodnia. WIG20 do środy kontynuował bowiem ruch wzrostowy rozpoczęty jeszcze w poprzednim tygodniu. Mimo wszystko w ciągu ostatnich pięciu sesji indeks zyskał 1,5 proc. Na dalsze emocje przyjdzie nam poczekać do wtorku. W poniedziałek nie ma sesji.