Bykom udało się jednak wrócić z dalekiej podróży. Nie tylko obroniony został wspomniany wcześniej poziom 1900 pkt. Indeksowi największych spółek udało się odrobić znaczną część strat. Sam start notowań to było klasyczne przeciąganie liny. W pierwszych minutach popyt i podaż stały w blokach startowych, czekając na sygnał do działania. Pierwsze z marazmu wyrwały się niedźwiedzie. Ich atak był błyskawiczny i niezwykle skuteczny. WIG20 już w pierwszej godzinie notowań zjechał ponad 1 proc. pod kreskę. Problemem była przede wszystkim słaba postawa spółek paliwowych, które były mocno przeceniane w ślad za mocnymi spadkami na rynku ropy naftowej. Nie pomagała też postawa innych europejskich rynków wschodzących. Te również wyraźnie spadały. Upływały kolejne godziny handlu, a byki w Warszawie nie były w stanie wyprowadzić żadnej kontry. Dopiero wejście do gry inwestorów ze Stanów Zjednoczonych dodało im więcej otuchy. Indeksy na Wall Street zaczęły co prawda dzień neutralnie, ale to wystarczyło, by zdjąć trochę strachu wiszącego nad Warszawą. Popyt zwietrzył swoją szansę. Na dwie godziny przed zamknięciem sesji zaczęło się odrabianie strat. Proces ten przebiegał błyskawicznie. Po godz. 16 WIG20 znalazł się nawet nad kreską. Na ostatniej prostej wróciliśmy jednak do przeciągania liny między popytem a podażą. Ostatecznie bitwę tę wygrały niedźwiedzie. WIG20 zamknął dzień 0,3 proc. pod kreską.