Do czynienia znów bowiem mieliśmy z klasycznym przeciąganiem liny między popytem a podażą. Podobnie zresztą było na innych europejskich parkietach. Nadzieje na jakiś większy ruch dawała końcówka poniedziałkowych notowań, podczas której popyt mocniej zaatakował. Okazało się jednak, że był to jednorazowy wystrzał. Na starcie wtorkowych notowań wszystko wróciło do normy. WIG20 zaczął dzień od wzrostu, jednak był symboliczny. Wystarczyła jednak chwila, aby byki znalazły się w defensywie. Pocieszający był fakt, że i niedźwiedzie nie za bardzo miały pomysł jak rozegrać notowania. Kalendarz makroekonomiczny we wtorek świecił pustkami i pozostawało nam czekać na impuls z jakiejś innej strony. Mijały kolejne godziny handlu, a ten jednak nie nadchodził. Raz niewielką przewagę miały byki, raz niedźwiedzie. Trzeba jednak też zaznaczyć, że nasz zygzak i tak nieźle prezentował się na tle innych europejskich giełd, gdzie przeważał kolor czerwony. Nie pomogli również Amerykanie, którzy notowania rozpoczęli od niewielkiej przeceny. W takiej atmosferze dotarliśmy do końca sesji. Górą ostatecznie były niedźwiedzie, przynajmniej jeśli chodzi o największe spółki. WIG20 stracił bowiem 0,3 proc. Lepiej wypadły średnie i małe firmy. mWIG40 urósł 0,25 proc., natomiast sWIG80 zyskał 0,4 proc.