Przypomnijmy, że dzień wcześniej indeks dużych spółek zamknął się na poziomie najwyższym od połowy stycznia. Początek czwartkowej sesji wypadł zaś niemal dokładnie na poziomie 2040 pkt. Pierwsze dwie godziny upłynęły dość spokojnie, w okolicach otwarcia. Potem jednak nastąpił rajd, który wyniósł WIG20 do 2080 pkt, czyli w okolice szczytów ze stycznia i oczywiście najwyższych pułapów w tym roku. Bodźcem do zakupów był wyrok TSUE w sprawie kredytów frankowych, co skłoniło inwestorów do zakupów akcji banków – największy PKO BP zyskiwał około 7 proc. Z kolei WIG20 zyskiwał grubo powyżej 2 proc. Jak się jednak później okazało, półmetek czwartkowej sesji był jednocześnie najlepszym momentem tego dnia dla WIG20. Z godziny na godzinę popyt słabł, a ostatecznie WIG20 zakończył dzień na niecałych 2051 pkt, co oznaczało wzrost o nieco ponad 1 proc. Z podobnym rezultatem handel kończyły także mWIG40 i sWIG80.
Na pierwszy rzut oka to bardzo dobry wynik WIG20, jednak inwestorzy z pewnością czują niesmak po drugiej połowie sesji, w której indeks dużych spółek „oddał" około 30 pkt. Fakt wybicia z przewlekłego trendu bocznego jest faktem, choć warunki w czwartek były mało sprzyjające. Przez większość dnia większość europejskich indeksów akcji również świeciła na zielono, jednak główny rynek niemiecki pozostawał hamulcowym. Na koniec dnia strata DAX sięgała 0,94 proc., a powodem była przecena firm związanych z branżą motoryzacyjną. Do tego po mocnym otwarciu handlu na Wall Street część inwestorów zdecydowała się zrealizować zyski, co także ostudziło atmosferę.