Tym bardziej że nadzieje zostały mocno rozbudzone w ostatnich dniach kwietnia, kiedy to WIG20 wybił się z trwającej dłuższy czas konsolidacji. Pierwsza sesja nowego miesiąca mocno rozczarowała i była niczym zimny deszcz, który towarzyszył nam podczas tegorocznej majówki.
Początek dnia był jeszcze obiecujący. WIG20 w pierwszych minutach był nawet nad kreską. Przewaga byków nie trwała jednak zbyt długo. Właściwie już po pierwszej godzinie handlu nie było po niej śladu. Niedźwiedzie zyskały przewagę, ale trzeba też podkreślić, że przez długi czas była ona stosunkowo nieduża. W porywach WIG20 tracił nieco ponad 0,7 proc. Sytuacja zaczęła się pogarszać w drugiej części dnia, kiedy to do gry weszli inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych. Ci ruszyli do realizacji zysków. Indeksy z Wall Street niedługo po rozpoczęciu notowań zaczęły tracić nawet blisko 2 proc. W ślad za tym w dół poszły też czołowe europejskie indeksy z niemieckim DAX na czele.
Tak wyraźnemu sygnałowi Warszawa nie była w stanie się oprzeć. Wyprzedaż akcji zaczęła przyspieszać i na ostatniej prostej czekaliśmy już tylko na wielkość wymiaru kary. WIG20 finalnie stracił 1,65 proc. O ile więc pod koniec kwietnia cieszyliśmy się, że indeks wyszedł górą z konsolidacji, o tyle teraz wrócił on w obszar trendu bocznego. Powiedzenie giełdowe głosi „sell in may and go away". Czy w tym roku okaże się prawdziwe? ¶