Zarówno Warszawa, jak i cały finansowy świat przechodził wówczas załamanie związane z kryzysem na amerykańskim rynku hipotecznym. Akcje Warfamy również poddały się  fali bessy. Jeszcze w połowie 2008 r. walory kosztowały blisko 4 zł, by na początku 2009 r. ich cena spadła do najniższego jak dotąd poziomu 0,51 zł. W ten sposób spółka po raz pierwszy znalazła się w niechlubnym gronie groszówek.

Historycznie niska wycena zachęciła inwestorów do wznowienia zakupów. Kolejne miesiące przyniosły powrót rynkowego optymizmu i kurs wzrósł w okolice 2,5 zł. Na tym byczy potencjał się wyczerpał. Od początku 2010 r. kurs zaczął się poruszać horyzontalnie w przedziale wahań 2,1 zł–1,5 zł. Zgodnie z teorią analizy technicznej im dłużej trwa konsolidacja, tym silniejszego należy się spodziewać wybicia. W przypadku Warfamy reguła ta potwierdziła się. W czerwcu ubiegłego roku kurs spadł poniżej dolnej granicy – 1,5 zł i rozpoczęła się silna wyprzedaż. Techniczny sygnał sprzedaży nie był jedynym impulsem do spadków. Inwestorzy zaczęli wycofywać się z rynków giełdowych z uwagi na rosnące obawy o kryzys zadłużeniowy w strefie euro. Negatywne, techniczne i makroekonomiczne przesłanki spowodowały powtórkę historii z 2008 r. Kurs ponownie silnie „zanurkował", osiągając w kulminacyjnym momencie poziom 0,66 zł. Warfama znów dołączyła do groszowych spółek. Tym razem pozostała w tym gronie dłużej niż w 2009 r.

Wybicie powyżej bariery 1 zł udało się dopiero w połowie marca tego roku. W ciągu zaledwie czterech sesji cena wzrosła do lokalnego maksimum 2,06 zł. Gwałtowne wybicia w górę mają jednak to do siebie, że kończą się czasem równie gwałtownym zwrotem w dół. Tak było w tym przypadku. W kwietniu kurs wrócił w okolice 1,14 zł. Udało się jednak pozostać powyżej wsparcia 1 zł. Wczoraj cena mocno zwyżkowała, osiągając maksimum sesji 1,6 zł. Wygląda na to, że byki nie chcą, by ich akcje po raz trzeci były wyceniane w groszach.