DM BZ WBK pełnił rolę oferującego w aż 14 ofertach. Ale zyski – biorąc pod uwagę zakup akcji w IPO i trzymanie ich do teraz – przyniosły tylko dwie z nich. To windykacyjny Kruk i produkujący jaja ukraiński Ovostar, dla których tak liczone stopy zwrotu wynoszą odpowiednio 17 i 45 proc.
Z kolei DM IDMSA nie miał ani jednej takiej perełki. Walory wszystkich wprowadzanych przezeń firm dziś są tańsze niż w momencie debiutu. Porażki nie udało się uniknąć także mającej dobre relacje z funduszami Ipopemie – oferowała ona papiery Dolnośląskich Surowców Skalnych, których akcje mają dziś niespełna 10 proc. pierwotnej wartości. Jednak klienci Ipopemy mogli sobie to choć trochę odrobić, nabywając walory Presco Group – dotychczasowa stopa zwrotu z nich wynosi 38 proc.
Najmniejsze straty przyniosły papiery oferowane przez DM PKO BP, który brał udział w procesach prywatyzacyjnych czterech dużych spółek z udziałem Skarbu Państwa. Na PZU i BGŻ można było nawet zarobić odpowiednio 7 i 19 proc.
Zdaniem Jarosława Lisa, zarządzającego w BPH TFI, ważne jest, by potencjalni inwestorzy patrzyli na to, kto oferuje akcje w ramach oferty akcji danej spółki, zwłaszcza w czasie bessy. – Są brokerzy, którzy z jednej strony są dość ekspansywni i skuteczni, ale mają skłonność do wyławiania ryzykownych spółek. Dodatkowo liczy się wielkość – im większe biuro, tym większa baza potencjalnych nabywców i większa płynność po wprowadzeniu spółki do obrotu – mówi Lis.
Jego zdaniem na wybór danego oferującego akcje powinno wpływać to, w jakim cyklu znajduje się gospodarka. Jeśli bowiem w czasach hossy wybierze się brokera prezentującego konserwatywne podejście, to traci się szansę na ponadprzeciętny zarobek. Takie biuro może też przegapić ryzykowną, ale jednak perełkę.