To najważniejsze wnioski ze spotkania szefów koncernu ze związkowcami, którzy zażądali wyjaśnień w sprawie porządkowania grupy kapitałowej.
Niedawno minister skarbu Mikołaj Budzanowski zalecił, by zarządy firm z państwowym udziałem pozostawiły w portfelach wyłącznie te podmioty zależne, które są związane z podstawowym biznesem. Jako niepożądane wymienił hotele, przychodnie czy uzdrowiska.
Związkowcy obawiają się, że część firm zależnych trafi pod młotek. Na koniec czerwca tego roku grupa KGHM zatrudniała 34,1 tys. osób.
– Należałoby się spodziewać raczej konsolidacji spółek zależnych, co pozwoliłoby poprawić efektywność i zmniejszyć koszty administracyjne, niż ich wyprzedaży. Być może niektóre zostaną skierowane na giełdę. Rewolucji, zwłaszcza skutkujących utratą miejsc pracy, raczej bym się nie spodziewał – mówi Dariusz Wyborski, rzecznik KGHM. Zastrzega, że trzeba zaczekać na raport audytora. – Dokument oraz rekomendacje w nim zawarte będą punktem wyjścia do dalszych dyskusji zarządu z radą nadzorczą, władzami tych spółek czy rozmów z pracownikami – podsumowuje Wyborski.
– Nie usłyszeliśmy żadnych konkretów, trzeba poczekać na raport audytora. Mamy tu do czynienia z brakiem logiki. Najpierw jeden minister skarbu sprzedaje KGHM różne spółki w ramach tak zwanej prywatyzacji, a potem drugi – z tego samego rządu – twierdzi, że trzeba się ich pozbywać – komentuje Józef Czyczerski, szef „Solidarności" w Polskiej Miedzi. – Z punktu widzenia pracowników KGHM potencjalna restrukturyzacja grupy to bardzo istotna kwestia. Oczekuję, że przedstawiciele załogi wybrani we wrześniu do rady nadzorczej zostaną niezwłocznie do niej powołani i będą mieli wgląd w te działania – podsumowuje.