Sygnity na żądanie jednego z akcjonariuszy umieściło w porządku obrad walnego zgromadzenia, zwołanego na 30 lipca, punkt dotyczący podwyżek dla członków rady nadzorczej. Uchwałę o podobnej treści kilkanaście dni temu przegłosowali akcjonariusze Agory, gdzie wynagrodzenia dla członków nadzoru nie zmieniały się od 14 lat.
Z podobną sytuacją spotkamy się w wielu innych spółkach notowanych na warszawskiej giełdzie.
Trendy pod lupą
Z badania PwC wynika wprawdzie, że wynagrodzenia członków rad nadzorczych rosną i są powiązane z zakresem obowiązków (przewodniczenie radzie czy też udział w pracach komitetów), jednak wartości te wciąż są na bardzo niskim poziomie i w większości spółek nie rekompensują niezbędnego nakładu pracy oraz ryzyka związanego z tą działalnością.
– W Polsce pokutuje obraz pracy w radach nadzorczych jako synekura, gdzie czy się stoi, czy się leży – dwa tysiące się należy. W efekcie nawet w sektorze prywatnym często spotyka się zasady wynagradzania wzorowane na tzw. ustawie kominowej. Tymczasem rady nadzorcze bardzo szybko się profesjonalizują, zarówno pod wpływem sił rynkowych, jak i regulacji. Zwłaszcza w stosunku do członków komitetów audytu wymagania znacząco wzrosły, jak również odpowiedzialność i zatem ryzyko zawodowe – podkreśla Raimondo Eggink, niezależny członek rad nadzorczych. Ubolewa nad faktem, że w porównaniu choćby z wynagrodzeniami członków zarządów, w stosunku do wymaganych kompetencji, zaangażowania czasowego oraz ryzyka, wynagrodzenia członków rad nie są konkurencyjne.
– Być może koszt nadzoru jest postrzegany jak polisa ubezpieczeniowa; póki dom się nie spali, są to zmarnowane pieniądze. Tymczasem kilka głośnych kazusów pokazuje, że koszt niedostatecznego nadzoru potrafi być szokująco wysoki – podsumowuje Eggink.