Problem z wyborem niezależnych władz w państwowych spółkach wydaje się jednak nierozwiązywalny. Lata temu zdecydowano o niesprzedawaniu tych firm, gdyż
a) miało to służyć celom polityki gospodarczej (np. zachowanie kontroli nad spółkami infrastrukturalnymi)
b) lub nikt się nie zastanowił, czy spółka powinna być w portfolio SP
Łagodzenie problemu poprzez określanie wymogów kwalifikacyjnych dla ich władz kłopotu nie rozwiąże – zawsze większy lub mniejszy wpływ będą miały nieobiektywne czynniki i żadne ciało w postaci wybieranej przez polityków np. rady nadzoru nad wyborem członków rad nadzorczych tego nie zmieni. Kwalifikacje nie gwarantują też niezależności – specjalista może być podatny na naciski. Bez mechanizmów zapewniających rzeczywistą autonomię, mówimy więc tylko o kosmetycznej zmianie. Także praktyka z innych krajów wskazuje, że cele to jedno, a rzeczywistość coś całkiem innego – pomimo wprowadzenia niezależnych rad nadzorczych prezesi zarządów często są wciąż mianowani bezpośrednio przez rząd bez przeprowadzenia konkurencyjnej procedury selekcyjnej. Niestety interesy polityczne zawsze znajdą sposób na wywieranie wpływu, niezależnie od formalnych regulacji.
Jeden czy dwóch niezależnych członków nie odpolityczni nadzoru. Przegłosowane będzie to, co zostało ustalone przez właściciela, a kontestujący jego pomysły niezależny członek RN następnym razem nie zostanie do RN wybrany. Poza może intelektualną stymulacją osób z nadania SP rola niezależnego członka będzie więc wciąż znikoma.