Refleksje na Nowy Rok (to nie pomyłka)

Zetknięcie się z życiem, tak jak ono wygląda i trwa w swoich formach dalekich od tego, co znamy z codzienności. Często do tego dążymy, by po chwili zatęsknić za tym, co doskonale znane.

Publikacja: 24.03.2025 06:00

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po pro

Ludwik Sobolewski, były prezes giełd (Warszawa, Bukareszt), prawnik, menedżer, autor książki "Po prostu to zrobić"

Foto: materiały prasowe

To mi się przydarzyło kilka dni temu w irackim Kurdystanie. Trwa ramadan, a to między innymi oznacza post od wschodu do zachodu słońca. To także czas ćwiczenia samodyscypliny i rozwoju duchowego.

Podróżowanie po świecie islamskim w czasie ramadanu to doświadczenie, w najprostszym, zmysłowym sensie, niełatwe. Nie da się niczego zjeść, ot tak, w restauracji, bo wszystkie zamknięte. Ale to jeszcze nic. Nie da się napić kawy. Przez cały dzień.

Nawet wieczorem może być trudno. Najgorzej, gdy ma się oczekiwania. Takie, aby w miejscu, gdzie będzie się jadło, było czysto, miło, lokalnie.

W Rawanduz, leżącym przy słynnej Hamilton Road, łączącej północny Irak z Iranem, żadnego takiego miejsca nie dało się znaleźć. W sąsiedniej miejscowości również nie. Wreszcie zatrzymałem się przy drodze między dwoma miasteczkami. Zwabiony przez światło, bo knajpa była tak intensywnie oświetlona, że biała poświata oblewała sam budynek, pobocze i wkraczała na drogę. Na twarzy miałem nieufność, więc w kuchni pokazano mi wielkie garnki. A raczej gary. Zostałem, bo człowiek głodny jest gotów do przekraczania barier. Zmysły, a także umysł działają inaczej niż w normalnych okolicznościach. A może to nie głód sterował mną w tamtej chwili, tylko to światło? Zresztą po kilkunastu minutach zgasło i nastała kompletna ciemność. Potem światło powróciło. Tak zapamiętam Kurdystan. Czy nie jest tak w naszym życiu, że czasem gaśnie w nim jakieś światło, a potem powraca?

Warto spisywać swoje myśli, bo wtedy może się dla nas samych ujawnić, o czym myślimy. I wydobyć dodatkowy sens z tego, co się wydarza. A przecież mogłem tylko powiedzieć tyle: „Któregoś wieczora nie mogłem znaleźć przyzwoitej restauracji; skończyłem w knajpie na skraju miasta, przy drodze”.

Co daje opisywanie przeżyć, najlepiej w formie pamiętnika? Dlaczego mielibyśmy to robić? Czy za mało piszemy e-maili, wiadomości, komentarzy? Przecież relacjonujemy w nich to wszystko. Co jeszcze miałoby dawać pisanie pamiętnika? Pamiętnika, dziennika czy notesu z własnymi myślami. Jakkolwiek to nazwiemy, chodzi o osobiste zapiski.

Po pierwsze, mózg pracuje inaczej niż wtedy, gdy klepiemy w klawiaturę czy w ekranik. Ma to przyczynę w utrzymywaniu ciągłości, fizycznej i neurologicznej, między mózgiem, ręką a obrazem pisma powstającego w efekcie tego połączenia. Związek ten jest zerwany, gdy uderzamy w urządzanie elektroniczne, a litery wyświetlają się na ekranie. To tak, jak iść pieszo albo jechać na rowerze czy autem – kontakt z ziemią jest bezpośredni lub pośredni. Z tego fenomenu wynika coś praktycznego. Jak często się mówi, jeśli opiszesz problem, to już go w połowie rozwiązałeś. Potwierdzam, działa.

Po drugie, pisanie pozwala zrozumieć zewnętrzne punkty widzenia na daną sprawę. To jest coś w rodzaju poszerzenia funkcji poznawczych. Bardzo wielu z nas i bardzo często dąży do tego, by poznać czyjąś opinię w danej sprawie. Temu służyć może pisanie pamiętnika, mimo że kojarzy się ono jedynie z obcowaniem z samym sobą. To się wiąże z rozwiązywaniem problemów, od czego zacząłem wyliczenie.

Po trzecie, pisanie pełni też funkcję terapeutyczną. Mój bliski kolega przysłał mi właśnie na WhatsAppie cytat: „The purpose of life is a life with purpose.” A więc – jak żyć? To dopiero temat do pamiętnika. A może właśnie przez opisywanie własnych rozterek i niepokojów dojdzie się do czegoś ważnego i wartościowego? Co pisząc, dziękuję zarazem Adamowi Jenkinsowi, że nawiedził mnie nagle tym cytatem, akurat gdy jestem w Akre, gdzie za kilka godzin zacznie się Nowruz, czyli perski nowy rok. Przywitanie wiosny, a jednocześnie manifestacja wolności i niezależności.

Po czwarte, pisanie pamiętnika jest też po to, aby coś po nas zostało. Aby na przykład nasze dzieci miały do czego, a raczej do kogo, wrócić. A także ich dzieci i dzieci tych dzieci, które być może będą mieszkać w mieszkaniach i domach, które jako majątek gromadziliśmy przez całe życie. Chociaż jest równie prawdopodobne, że w tych domach będą mieszkać za sto lat jacyś zupełnie obcy ludzie, a inne pieczołowicie gromadzone majątki nie będą już nawet na wysypiskach śmieci. Bo zostaną na szczęście unicestwione przez dobre, chroniące planetę, technologie.

Pomyślmy o zwykłej doczesności i czy w niej przyda się dotknięcie długopisu lub ołówka i poprowadzenie ich po papierze? Aby, na przykład, opisywać przygody z inwestowaniem? Czy funkcja „zrozumieć lepiej własne motywacje i emocje” to jest coś potrzebnego inwestorowi? Tak. Czy funkcja terapeutyczna również? Tak. Czy funkcja „napisz, a poznasz substytut zewnętrznego punktu widzenia” byłaby przydatna? Zdecydowanie tak. Czy pamiętnik jako akt założycielski rodzinnej sagi o mocowaniu się z życiem miałby wartość, nawet gdyby opowiadał „tylko” o żywocie gracza giełdowego? To pytanie zostawiam bez odpowiedzi.

PS Jeśli ktoś chciałby przeczytać fascynujący artykuł o pisaniu pamiętników, to może go znaleźć w numerze 1/2025 „Magazynu Książki”. Autorką jest Karolina Sulej („Uczynią was mądrzejszymi, szczęśliwszymi i zdrowszymi”).

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów