W powyborczej gorączce najwięcej emocji wywołują kwestie dziury budżetowej i długu publicznego. Tymczasem, patrząc w nieco dłuższej perspektywie, prawdziwym wyzwaniem wydaje się coś zupełnie innego. W projekcie budżetu państwa na przyszły rok przyjęto wielkość potrzeb pożyczkowych netto na poziomie ponad 225 mld zł, co przy założonym wzroście gospodarczym wynoszącym prawie 3,8 bln zł oznacza równowartość 6 procent. PKB. Stanowi to wzrost o około 2 punkty procentowe wobec prawdopodobnego wyniku za rok bieżący.

Potrzeby pożyczkowe netto to inaczej mówiąc – środki potrzebne na sfinansowanie deficytu budżetu państwa oraz innych wydatków. Obok potrzeb określanych jako netto istnieją też potrzeby pożyczkowe brutto – w tym przypadku jest to suma potrzeb pożyczkowych netto oraz środki potrzebne na spłatę zapadającego w danym roku długu. Te zaś w roku przyszłym określono w budżecie na kwotę ponad 421 mld zł wobec planowanego w roku bieżącym wykonania na poziomie prawie 281 mld zł.

Potrzeby pożyczkowe budżetu państwa stanowią jednak tylko część potrzeb całych finansów publicznych. Takie potrzeby, które idą w miliardy złotych, mają również fundusze znajdujące się w dyspozycji Banku Gospodarstwa Krajowego oraz Polskiego Funduszu Rozwoju. Na dodatek warto również podkreślić, że szacunki potrzeb pożyczkowych przedstawione przez rząd są zdaniem części ekspertów znacznie zaniżone, a ponadto dużą niewiadomą pozostaje kwestia finansowania części zakupów zbrojeniowych poza budżetem państwa. Wszystko to oznacza, że potrzeby pożyczkowe rosną i rosnąć będą w najbliższych latach. Aby je sfinansować ze środków krajowych, potrzebne są odpowiednio wysokie oszczędności. Tymczasem te są niskie.

W 2021 roku stopa oszczędności gospodarstw domowych w Unii Europejskiej wyniosła przeciętnie 16,9 procentu. W Polsce w tym samym roku stopa ta wyniosła zaledwie 2,8 procentu i była najniższa w całej Wspólnocie. Tak niski poziom krajowych oszczędności oznacza, iż zwiększone potrzeby pożyczkowe państwa trzeba będzie finansować w coraz większym stopniu przy pomocy inwestorów zagranicznych. Udział zaś tych ostatnich w finansowaniu krajowego zadłużenia w minionych latach systematycznie malał, co z punktu widzenia ryzyka dla stabilności finansów publicznych należy ocenić pozytywnie. Obecnie jednak można spodziewać się zachęt do powrotu inwestorów zagranicznych w większej skali na polski rynek długu. Granicą możliwą do osiągnięcia wydaje się ich udział na poziomie podobnym jak w krajach sąsiednich.

W praktyce oznacza to podwojenie wobec stanu obecnego, w efekcie czego inwestorzy zagraniczni mogą posiadać nawet około 30 procent całości długu. To oczywiście niesie ze sobą szereg zagrożeń, takich jak choćby znacznie większe ryzyko odpływu inwestorów w przypadku pojawienia się znaczących turbulencji na globalnych rynkach finansowych. Zatem bariera w postaci niskich krajowych oszczędności, rodząc konieczność sfinansowania rosnących potrzeb pożyczkowych przez kapitał zagraniczny, zwiększa poziom ryzyka dla stabilności finansowej kraju. I tak oto raz jeszcze okazuje się, że jeśli już pożyczać, to najlepiej u własnych obywateli.