O pełzającej – ostentacyjnie – zmianie

W drugiej połowie 2013 r. byłem już szefem giełdy w Bukareszcie. Któregoś jesiennego dnia rano wyjechałem z domu w północnej dzielnicy miasta prosto do hotelu Hilton Athénée w centrum. Miałem tam otworzyć konferencję poświęconą sektorowi energetycznemu.

Publikacja: 15.10.2023 21:00

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościo

Ludwik Sobolewski były prezes GPW i BVB, adwokat, autor książek i publikacji w mediach społecznościowych, partner w Qualia AdVisory

Tego dnia w Hiltonie odbywały się dwie konferencje gospodarcze. Drugą z nich miał otworzyć swym wystąpieniem profesor Leszek Balcerowicz.

Sale konferencyjne znajdowały się dokładnie naprzeciwko siebie, w tym samym korytarzu. Jako pierwszy zobaczyłem w nim charakterystyczną sylwetkę Balcerowicza i uśmiechałem się do niego z daleka, przedzierając się przez tłumek uczestników konferencji.

Profesor, zobaczywszy mnie w końcu, najwyraźniej się ucieszył.

– Ach, to pan! No tak, przecież pan jest teraz tutaj!

– Tak, panie profesorze. Bardzo mi miło, że pana widzę – powiedziałem na początek rozmowy, która nie zapowiadała się jako długa, bo obie konferencje miały się zaraz zacząć.

– A wie pan, korzystając z tego, że rozmawiamy – ciągnął Balcerowicz – niech pan mi powie taką rzecz. Ja zaraz będę tu miał keynote speech i zostałem poproszony, by powiedzieć o najważniejszych różnicach gospodarczych między Polską a Rumunią. No wie pan, o co chodzi. To niech pan mi powie, jakie są te różnice, bo ja to zaraz zaczynam.

Pół sekundy namysłu – znałem przecież Leszka Balcerowicza od wielu lat, i jako ministra finansów, i jako prezesa NBP, i wiedziałem, że jeśli chwila zastanowienia przekroczy dwie sekundy, zostanę najprawdopodobniej uznany za niekompetentnego – i mówię:

– Warto powiedzieć o prywatyzacji, bo w Rumunii prawie jej nie było, a jak już coś, to w nieszczęsnej wersji voucherowej.

Leszek, słysząc to, znieruchomiał zupełnie (do tego momentu dreptaliśmy sobie po korytarzu, kilka metrów w jedną stronę i z powrotem) i teraz on zrobił pauzę. Dwusekundową. A może i dłuższą.

– Zaraz, panie prezesie. To pan uważa, że w Polsce była prywatyzacja?

Kolejna pauza. Tym razem ja potrzebowałem chwili, by zareagować.

– Nooo… tak mi się wydaje. Że jakaś była.

– Ale co pan opowiada. Jeżeli minister może odwołać bez żadnych ceregieli prezesa Orlenu, KGHM czy PKO BP, to pan to nazywa prywatyzacją? Bardzo pana proszę, żeby pan się skupił, jakie są te różnice gospodarcze między Polską i Rumunią. Bo ja naprawdę mam za chwilę to kluczowe wystąpienie.

Przypomniałem sobie tę historyjkę w tych dniach, czytając „The Economist”, wydanie z 7–13 października. Ta wybitna gazeta stwierdza w edytorialu: „Czasem fundamentalne zmiany pojawiają się w toku wojen i rewolucji, wydając przy tym łoskot. Jednak częściej zmiana cichutko wpełza na ciebie”. Troszkę to sparafrazowałem, tłumacząc dwa pierwsze zdania artykułu, noszącego wymowny tytuł „Are free markets history?”. Ale ważne jest co innego – czy nie mamy aby do czynienia z pełzającymi zmianami, które na trwale zepsują polski rynek kapitałowy.

Kiedy bowiem przypominam tę scenkę z udziałem profesora Balcerowicza, wiem, że sprawy poszły w jeszcze innym kierunku, niż widział to wówczas ten, który położył kamień węgielny pod polską transformację. Jego pogląd wygłoszony w korytarzu bukareszteńskiego hotelu wydał mi się wówczas cokolwiek ekstrawagancki.

Dawniej – jeszcze dziesięć lat temu – ingerencja władzy politycznej, motywowana politycznie, w funkcjonowanie spółek giełdowych kontrolowanych przez państwo, była nadal wyjątkiem od reguły. Była natychmiast komentowana, bo stanowiła eksces władzy. Nawet banalne naruszenie zasad ładu korporacyjnego przez walne zgromadzenia uruchamiały od razu telefony od dziennikarzy do prezesa giełdy z prośbą, a nawet z żądaniem udzielenia komentarza. Nie pamiętam już nawet, czego dotyczyły te naruszenia. W porównaniu z tym, co narastało w kolejnych latach, były to niewinne drobiazgi.

Kiedyś przyjmowano jako roboczą hipotezę, że menedżer w spółce państwowej jest w miarę niezależny, i aby go złamać, trzeba go odwołać. Dziś odwołuje się takich prezesów nie za niezależność, lecz za niedostateczny zapał w realizowaniu poleceń nacechowanych politycznie. Albo diabli wiedzą za co, podobnie jak diabli wiedzą, dlaczego się ich powołuje.

Oczywiście to, że spółki Skarbu Państwa wykonują dyspozycje władzy politycznej, jest tylko jednym z problemów trawiących rynek kapitałowy. Nonsensem byłoby też twierdzenie, że tylko w Polsce spółki publiczne kontrolowane przez państwo realizują interes polityczny rządzących. Tak jest we Francji, Niemczech i w innych krajach Zachodu, choć według mojego przekonania jest tam i mniej hipokryzji, i mniej ostentacji, a pieniądze płyną wprawdzie na spolityzowane cele, ale ważniejsze niż te, które są istotne dla wąskiego establishmentu politycznego.

Jednak to, co nas różni od tamtych rynków i gospodarek, to wielkość oraz znaczenie. Możemy być uznani za rynek „rozwinięty” nawet przez 150 różnych agencji (na razie uznaje nas w tym charakterze jedna), a inwestorzy portfelowi i tak będą jeszcze długo uważać polski rynek kapitałowy za formację na dorobku, jeśli chodzi o zaufanie do niego.

Właśnie, zaufanie. W dyskusji na temat naszych szans rozwoju tego tematu nie może zabraknąć. Ale nie jako wyświechtanego ogólnika, lecz w postaci analizy przyczyn destrukcji tej właściwości obrotu gospodarczego. Zaufanie jest niezbędne nawet do tego, by w ostatecznym rozrachunku poprawiła się także i płynność obrotu, na którą stale narzekamy.

Myśląc strategicznie o stanie rynku, oddałbym bez wahania pięć przyszłych IPO i tysiąc ETF-ów za likwidację chociaż jednego z kilku zasadniczych czynników podważających zaufanie do polskiego rynku kapitałowego. Zapewne warto będzie temu poświęcić od czasu do czasu przynajmniej felieton, bo wiary w to, że realnie nastąpi zmiana, jest coraz mniej.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie