– Nooo… tak mi się wydaje. Że jakaś była.
– Ale co pan opowiada. Jeżeli minister może odwołać bez żadnych ceregieli prezesa Orlenu, KGHM czy PKO BP, to pan to nazywa prywatyzacją? Bardzo pana proszę, żeby pan się skupił, jakie są te różnice gospodarcze między Polską i Rumunią. Bo ja naprawdę mam za chwilę to kluczowe wystąpienie.
Przypomniałem sobie tę historyjkę w tych dniach, czytając „The Economist”, wydanie z 7–13 października. Ta wybitna gazeta stwierdza w edytorialu: „Czasem fundamentalne zmiany pojawiają się w toku wojen i rewolucji, wydając przy tym łoskot. Jednak częściej zmiana cichutko wpełza na ciebie”. Troszkę to sparafrazowałem, tłumacząc dwa pierwsze zdania artykułu, noszącego wymowny tytuł „Are free markets history?”. Ale ważne jest co innego – czy nie mamy aby do czynienia z pełzającymi zmianami, które na trwale zepsują polski rynek kapitałowy.
Kiedy bowiem przypominam tę scenkę z udziałem profesora Balcerowicza, wiem, że sprawy poszły w jeszcze innym kierunku, niż widział to wówczas ten, który położył kamień węgielny pod polską transformację. Jego pogląd wygłoszony w korytarzu bukareszteńskiego hotelu wydał mi się wówczas cokolwiek ekstrawagancki.
Dawniej – jeszcze dziesięć lat temu – ingerencja władzy politycznej, motywowana politycznie, w funkcjonowanie spółek giełdowych kontrolowanych przez państwo, była nadal wyjątkiem od reguły. Była natychmiast komentowana, bo stanowiła eksces władzy. Nawet banalne naruszenie zasad ładu korporacyjnego przez walne zgromadzenia uruchamiały od razu telefony od dziennikarzy do prezesa giełdy z prośbą, a nawet z żądaniem udzielenia komentarza. Nie pamiętam już nawet, czego dotyczyły te naruszenia. W porównaniu z tym, co narastało w kolejnych latach, były to niewinne drobiazgi.
Kiedyś przyjmowano jako roboczą hipotezę, że menedżer w spółce państwowej jest w miarę niezależny, i aby go złamać, trzeba go odwołać. Dziś odwołuje się takich prezesów nie za niezależność, lecz za niedostateczny zapał w realizowaniu poleceń nacechowanych politycznie. Albo diabli wiedzą za co, podobnie jak diabli wiedzą, dlaczego się ich powołuje.