Jerome Powell – Nemezis rynków finansowych

Warto sprawdzić nie tylko, kim była Nemezis, ale też jak potocznie używa się tego określenia (dla ułatwienia: również wróg). Wydaje się, że ten tytuł oddaje dość wyraźnie to, co stało się w końcówce sierpnia.

Publikacja: 13.09.2022 21:00

Jerome Powell – Nemezis rynków finansowych

Foto: Fotorzepa, Piotr Guzik

Od dawna zakładałem, że wrzesień może być już trudny po „letniej hossie”, i czekałem, czekali wszyscy, na to, co powie Jerome Powell, szef Fedu, podczas sympozjum w Jackson Hole.

Występował w pierwszym dniu (26 sierpnia) i wydawało się, że niczym zaskoczyć rynków nie jest w stanie (ja też tak uważałem). Dlatego też dzień wcześniej indeksy na Wall Street zyskały po ponad 1,5 proc. Mówiono sobie, że przecież Powell co prawda będzie miał „jastrzębie” przesłanie, ale wielu ludzi z Fedu już przed nim latem wypowiadało się i to specjalnie rynkom nie szkodziło, bo letnia hossa miała się dobrze.

Powell jednak zaskoczył. I to nie tylko tym, że mówił niezwykle krótko – siedem–osiem minut – co na tak poważnym wydarzeniu, jakim jest sympozjum Fedu w Jackson Hole, było naprawdę zaskakujące. Zalecałbym prezesowi Adamowi Glapińskiemu, żeby też mówił tak krótko i unikał jak ognia polityki. Zdobyłby wtedy poważanie rynków i jego wypowiedzi miałyby wpływ na oczekiwania inflacyjne Polaków. Nawiasem mówiąc, to, że RPP po raz 11. podniosła stopy (do 6,75 proc.), według mnie nie będzie miało najmniejszego wpływu na inflację.

Wystąpienie Powella było bardzo mocno „jastrzębie”. Spokojnie mogę powiedzieć, że nigdy nie słyszałem niczego tak mocnego z ust szefa Fedu. Było to kompletne i zupełne zaprzeczenie tego, co rynek zrozumiał z konferencji prasowej po lipcowym posiedzeniu FOMC. Wtedy mówiono o „gołębim” przesłaniu, o tym, że może już na początku 2023 r. Fed zacznie stopy obniżać. Ja wtedy, też publicznie, twierdziłem, że rynek się myli, a Powell brzmi jak klasyczny „jastrząb”. Jak widać, rynek rzeczywiście się pomylił, więc Powell musiał dać inwestorom „po łapach”.

Pamiętać trzeba, że kilka lat temu jeden z emerytowanych członków FOMC zdradził, że Fed całkiem świadomie pomaga rynkowi akcji, bo dzięki temu rośnie „efekt bogactwa” (w USA zamożność 60 proc. rodzin w części zależy od rynku akcji). Wzrost tego efektu zwiększa chęć do wydawania pieniędzy, a ponad 90 proc. PKB w USA zależy od popytu wewnętrznego. Spadki indeksów giełdowych oczywiście zmniejszają ten efekt, a to zmniejsza strumień pieniądza wydawanego na zakupy ludności, co oczywiście hamuje wzrost cen.

Powell podczas swojej konferencji co kilka zdań mówił coś, co podkreślało bardzo ostre stanowisko. Co prawda nie powiedział, że będzie postępował jak Paul Volcker (wtedy szef Fedu), który stłumił inflację na przełomie lat 70. i 80. Wynosiła wtedy w szczycie 14 proc., a stopy wzrosły do 20 proc. Nie powiedział tego, ale wystarczyło, że dwa razy wymienił nazwisko Volckera (w pozytywnym dla niego kontekście), żeby blady strach padł na rynki.

Stwierdził też, że „zmniejszenie inflacji będzie prawdopodobnie wymagało utrzymywania przez pewien czas wzrostu poniżej potencjalnego trendu”, co sprowadzi „nieco bólu dla gospodarstw domowych i biznesu”. Mówił też o silnej gospodarce i silnym rynku pracy, na którym popyt na pracowników zdecydowanie przewyższa podaż, i że Fed czeka na pogorszenie sytuacji w tym sektorze.

Mówiąc o projekcjach ekonomicznych Fedu (SEP – Summary of Economic Projection’s), stwierdził, że nadal są one aktualne i że zgodnie z nimi (z czerwca) w 2023 r. stopy mogą zbliżyć się w okolice 4 proc. (w projekcjach mówiono o 3,8 proc.). To wybiło z głowy niektórym analitykom oczekiwanie na zwrot Fedu już na początku 2023 r. Zaczęto więc interpretować dane makro zgodnie z założeniem, że im gorzej, tym lepiej, bo FOMC będzie się hamował z podwyżkami stóp. Tyle tylko, że na nieszczęście dla obozu byków na rynku akcji zarówno raport z rynku pracy, jak i indeksy ISM (menedżerów logistyki) były bardzo dobre.

Powell swoim wystąpieniem doprowadził do sytuacji, w której nie bardzo można było znaleźć bezpieczną przystań. Stąd tytuł tego tekstu. Taniały na całym świecie akcje, obligacje, ropa, złoto, kryptowaluty, umacniał się dolar, co bardzo szkodziło potężnie zadłużonym w dolarach gospodarkom krajów rozwijających się. Wyglądało to naprawdę fatalnie. Myślę, że nie całkiem o to szefowi Fedu chodziło. Dlatego też zakładam, że 21 września co prawda stopy w USA wzrosną znowu o 75 pkt baz., ale przesłanie podczas konferencji prasowej szefa Fedu nie będzie już tak brutalne, co pozwoli na niezłe zakończenie roku.

U nas WIG20 doszedł do poziomu najniższego od października 2020 r. GPW jest chwilami najgorszą giełdą świata. Jest wiele powodów, dla których tak jest, a podstawowe to: za dużo spółek Skarbu Państwa, za dużo spółek służących jako skarbonka rządu, wojna za naszymi granicami – wojny w Polsce nie będzie, ale zagranica woli nie ryzykować – brak KPO, coraz gorsze stosunki z zachodnim sąsiadem i Komisją Europejską... Można tak wyliczać, ale jedno jest pewne: polskie akcje są bardzo tanie i jeśli usuniemy parę negatywnych czynników, to indeksy ruszą gwałtownie na północ. Miejmy nadzieję, że będzie to wcześniej niż w listopadzie... 2023 r.

Felietony
LSME – duże wyzwanie dla małych spółek
Felietony
Złoty wciąż ma potencjał do aprecjacji, ale w wolniejszym tempie
Felietony
Jak wspominam debiut WIG20
Felietony
Wszystko jest po coś i ma znaczenie
Materiał Promocyjny
Nowy samochód do 100 tys. zł – przegląd ofert dilerów
Felietony
Znieczulica regulacyjna
Felietony
DORA – kluczowe wyzwania w zakresie odporności cyfrowej instytucji finansowych