Dwudziesty stopień zasilania

W ubiegłym tygodniu pisałem o nadchodzących zagrożeniach dla gospodarki, wskazując jednocześnie potencjalne korzyści, jakie rynek kapitałowy mógłby z nich odnieść. Nie pisałem wówczas o kryzysie energetycznym, bo wydaje mi się, że jest bardzo mało prawdopodobny. Poniżej postaram się uzasadnić ten pogląd.

Publikacja: 31.08.2022 21:00

Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych

Mirosław Kachniewski, prezes Stowarzyszenia Emitentów Giełdowych

Foto: materiały prasowe

Wzrastające coraz bardziej dynamicznie ceny dotyczą też nośników energii, a nawet można stwierdzić, że dotyczą ich bardziej niż innych produktów. Teoretycznie powinniśmy się zatem spodziewać niedogrzanych bloków, przerw w dostawach prądu dla gospodarstw domowych i dla biznesu oraz wszelkich komplikacji będących skutkami braku energii. Skąd zatem wynika mój optymizm?

Zacznijmy od gospodarstw domowych – nie wyobrażam sobie, aby na kilka miesięcy przed wyborami doszło do tego, że duże grupy wyborców będą siedziały przy świeczkach, okutane w koce, zastanawiając się, czyja to jest wina. Dlatego jestem przekonany, że ciepła i prądu w blokach nie zabraknie. Natomiast wyborcy żyjący w domach z pewnością są na tyle zapobiegliwi, że będą mieli czym palić w piecach, nawet jeśli zabraknie węgla. Oczywiście kosztem będą rekordowe odczyty poziomu zanieczyszczenia powietrza, zimą będziemy mieli permanentny alarm smogowy, w domach będziemy mieli na sobie jedną warstwę ciuchów więcej niż zwykle, ale dramatu nie będzie.

Gorzej wygląda sytuacja biznesu – ten nie jest chroniony poziomem taryf, a do tego nie ma pierwszeństwa w dostawach. Czyli odbiorcy komercyjni płacą więcej, ale dostają mniej – w tym sensie, że to oni poniosą konsekwencje braku prądu w przypadku zakłóceń w dostawach. Jeśli wprowadzony zostanie słynny dwudziesty stopień zasilania, to będą mogli pobierać wyłącznie minimum prądu, co musi oznaczać zawieszenie produkcji. I tu rzeczywiście mamy do czynienia z potencjalnie wielkim problemem. Mam jednak nadzieję, że przedsiębiorcy zdołają ten problem przezwyciężyć.

Od kilku dekad w ramach projektu „trudny biznes” polscy przedsiębiorcy są bowiem przygotowywani do funkcjonowania w warunkach ekstremalnych. Zaskakiwani są nocnymi zmianami regulacji, działaniem prawa wstecz, ingerencją państwa w biznes daleko wykraczającą poza ramy wynikające z prowadzenia polityki gospodarczej. Przy tym wszystkim brak prądu wydaje się kwestią dość trywialną, tym bardziej że było sporo czasu, aby się do tego przygotować.

Jak przedsiębiorcy rozwiążą ten problem? Część z nich już produkuje energię, choć w bardzo małym zakresie, z uwagi na ograniczenia regulacyjne dotyczące budowania wiatraków. Na pewno część z nich będzie wytwarzać swoje produkty na zapas, korzystając z tego, że dziś prąd jest. Wdrożone zostaną programy oszczędności energii. Zakładam też, że wyjątkowość (i w jakimś sensie powszechność) sytuacji spowoduje, iż odbiorcy ze zrozumieniem odniosą się do ewentualnych poślizgów terminów dostaw. Że przedsiębiorcy przetrwają tę zimę, a na kolejną będą już przygotowani w kontekście dywersyfikacji źródeł i dostaw energii oraz ograniczenia jej zużycia.

Pozornie dużo zależy od skali problemu, ale można też argumentować, że niekoniecznie. Jeśli niedobory prądu będą lokalne i incydentalne, to gospodarka tego nie odczuje. A jeśli będą dokuczliwe powszechnie, to będą musiały być wdrożone rozwiązania finansowe i regulacyjne, aby im przeciwdziałać. Oczywiście mam pełną świadomość, że brzmi to nieco naiwnie, bo przecież kilka miesięcy temu chyba nikt nie mógł się spodziewać, że w Polsce zabraknie węgla lub cukru, ale mimo wszystko uważam, że uruchomione zostaną wszelkie rezerwy, aby do powszechnego braku energii nie dopuścić.

Dla równowagi należałoby też przedstawić prognozę pesymistyczną. Co będzie, jeśli ktoś gdzieś coś źle policzy, jeśli zima okaże się bardziej sroga od oczekiwań, jeśli zabraknie węgla i gazu, jeśli państwowa energetyka będzie w pierwszej kolejności dostarczać prąd do państwowych firm, skazując te prywatne na wymarcie, słowem – jeśli rzeczywiście wystąpiłby kryzys energetyczny?

Wówczas polscy przedsiębiorcy wypadliby z łańcuchów dostaw. Płacąc za prąd więcej od konkurentów z innych krajów (dodajmy, że za prąd obciążony większym śladem węglowym), przy jednoczesnym większym ryzyku wstrzymania dostaw prądu, nie byliby w stanie przetrwać walki konkurencyjnej. O ile incydentalne krótkie przerwy w produkcji powinny się spotkać ze zrozumieniem, o tyle wielotygodniowe opóźnienia mogą mieć bardzo poważne konsekwencje. Wierzę jednak, że polscy przedsiębiorcy nie czekają z założonymi rękami, że szukają możliwości dywersyfikacji dostaw energii i że zdążą to choćby częściowo zrobić przed nadejściem zimy. I to jest główne źródło mojego optymizmu. Obym się nie przeliczył.

Felietony
Pora obudzić potencjał
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie
Felietony
Przyszłość płatności bankowych w Polsce