Wzrastające coraz bardziej dynamicznie ceny dotyczą też nośników energii, a nawet można stwierdzić, że dotyczą ich bardziej niż innych produktów. Teoretycznie powinniśmy się zatem spodziewać niedogrzanych bloków, przerw w dostawach prądu dla gospodarstw domowych i dla biznesu oraz wszelkich komplikacji będących skutkami braku energii. Skąd zatem wynika mój optymizm?
Zacznijmy od gospodarstw domowych – nie wyobrażam sobie, aby na kilka miesięcy przed wyborami doszło do tego, że duże grupy wyborców będą siedziały przy świeczkach, okutane w koce, zastanawiając się, czyja to jest wina. Dlatego jestem przekonany, że ciepła i prądu w blokach nie zabraknie. Natomiast wyborcy żyjący w domach z pewnością są na tyle zapobiegliwi, że będą mieli czym palić w piecach, nawet jeśli zabraknie węgla. Oczywiście kosztem będą rekordowe odczyty poziomu zanieczyszczenia powietrza, zimą będziemy mieli permanentny alarm smogowy, w domach będziemy mieli na sobie jedną warstwę ciuchów więcej niż zwykle, ale dramatu nie będzie.
Gorzej wygląda sytuacja biznesu – ten nie jest chroniony poziomem taryf, a do tego nie ma pierwszeństwa w dostawach. Czyli odbiorcy komercyjni płacą więcej, ale dostają mniej – w tym sensie, że to oni poniosą konsekwencje braku prądu w przypadku zakłóceń w dostawach. Jeśli wprowadzony zostanie słynny dwudziesty stopień zasilania, to będą mogli pobierać wyłącznie minimum prądu, co musi oznaczać zawieszenie produkcji. I tu rzeczywiście mamy do czynienia z potencjalnie wielkim problemem. Mam jednak nadzieję, że przedsiębiorcy zdołają ten problem przezwyciężyć.
Od kilku dekad w ramach projektu „trudny biznes” polscy przedsiębiorcy są bowiem przygotowywani do funkcjonowania w warunkach ekstremalnych. Zaskakiwani są nocnymi zmianami regulacji, działaniem prawa wstecz, ingerencją państwa w biznes daleko wykraczającą poza ramy wynikające z prowadzenia polityki gospodarczej. Przy tym wszystkim brak prądu wydaje się kwestią dość trywialną, tym bardziej że było sporo czasu, aby się do tego przygotować.
Jak przedsiębiorcy rozwiążą ten problem? Część z nich już produkuje energię, choć w bardzo małym zakresie, z uwagi na ograniczenia regulacyjne dotyczące budowania wiatraków. Na pewno część z nich będzie wytwarzać swoje produkty na zapas, korzystając z tego, że dziś prąd jest. Wdrożone zostaną programy oszczędności energii. Zakładam też, że wyjątkowość (i w jakimś sensie powszechność) sytuacji spowoduje, iż odbiorcy ze zrozumieniem odniosą się do ewentualnych poślizgów terminów dostaw. Że przedsiębiorcy przetrwają tę zimę, a na kolejną będą już przygotowani w kontekście dywersyfikacji źródeł i dostaw energii oraz ograniczenia jej zużycia.