Modyfikacja regulacji unijnych jest procesem bardzo żmudnym. Najpierw trzeba przekonać Komisję Europejską do rozważania sensu dokonywania zmian. Następnie trzeba kompletować kolejne argumenty na potwierdzenie tej tezy. Potem trzeba przekonać do swoich racji możliwie dużo uczestników konsultacji. A na końcu to już „tylko" pozostaje dopilnować, aby zostało to właściwie przełożone na przepisy prawa na poziomie unijnym i krajowym.
Od kilku tygodni trwają konsultacje w sprawie tzw. Listing Act, co oznacza, że jesteśmy już na przedostatnim etapie zarysowanej powyżej drogi. Zebraliśmy wiele argumentów i staramy się zarazić naszymi ideami jak największą grupę uczestników rynku w kraju i za granicą. Szczególnie istotne jest przekonanie do naszych racji emitentów z innych rynków, czego staramy się dokonać podczas dyskusji w ramach naszej unijnej organizacji EuropeanIssuers. Dyskusje międzynarodowe są bardzo interesujące, gdyż pokazują różnice w percepcji dolegliwości poszczególnych regulacji w poszczególnych krajach. Jednym z takich obszarów jest oczywiście definicja informacji poufnej.
Pierwotnym źródłem problemu jest umiejscowienie obowiązków informacyjnych emitentów w akcie dotyczącym przeciwdziałania nadużyciom na rynku, czyli MAR. To ma olbrzymie negatywne znaczenie w obszarze czysto komunikacyjnym – codziennie dziesiątki spółek publikują komunikaty dotyczące transakcji „osób pełniących obowiązki zarządcze" w kontekście „rozporządzenia o przeciwdziałaniu nadużyciom na rynku", tak jakby członkowie zarządów spółek zajmowali się głównie nadużyciami. Ale jeszcze istotniejsze jest to, że taka regulacja z oczywistych względów ma charakter bardziej penalizujący niż stymulujący rozwój rynku. Gdybyśmy np. regulacje dotyczące przeszczepu narządów zawarli w kodeksie karnym, na pewno nie sprzyjałoby to rozwojowi transplantologii.
Najbardziej sensownym rozwiązaniem byłoby zatem przeniesienie zasad określających obowiązki informacyjne do innej regulacji, np. dyrektywy Transparency, lecz jeśli to nie okaże się możliwe, rozwiązaniem wystarczającym wydaje się podzielenie definicji informacji poufnej w ramach MAR na dwa rodzaje – tę na potrzeby ograniczania nadużyć (i mogłaby ona być zbliżona do tej obecnej) oraz na potrzeby obowiązków informacyjnych, czyli jakie dane powinny być publikowane (i tu definicja powinna być dużo węższa).
Drugi obszar, gdzie dyskusje są szczególnie ciekawe, dotyczy prospektu emisyjnego. Uczestnicy rynku kapitałowego wpędzeni zostali w taką paranoję, że uważają kilkusetstronicowy prospekt za coś normalnego. Średnio w UE prospekt dla spółki dużej liczy 514 stron, a w przypadku spółek średnich – 577 (tak, to nie pomyłka, więcej niż dla spółek dużych). Dlatego w naszych dyskusjach padają propozycje ograniczenia objętości prospektu do 300 stron. Niestety, to by nie miało sensu, gdyż ograniczenie objętości prospektu o połowę niewiele zmieni. Z perspektywy emitenta objętość prospektu ma niewielkie przełożenie na koszty IPO. A z perspektywy inwestora 300-stronicowy prospekt jest tak samo niestrawny jak 577-stronicowy.