Najnowsze prognozy Światowego Forum Ekonomicznego przewidują, że w razie braku przeciwdziałania zmianom klimatycznym do 2050 r. światowe PKB może spaść o 18 proc., a liczba dodatkowych zgonów wywołanych ekstremalnymi warunkami pogodowymi, suszą, głodem i chorobami może sięgnąć nawet 15 mln, głównie w krajach Globalnego Południa. W konsekwencji w zależności od scenariusza wiązać się to będzie z liczbą dodatkowych „uchodźców klimatycznych” na całym świecie, sięgającą od 140 do nawet 220 mln. Ci zaś będą się często starali dostać do bogatych państw OECD, w tym Unii Europejskiej – generując przy tym szereg narastających napięć społecznych. Umacniający się antyimigrancki nastrój utrudni natomiast absorpcję wykwalifikowanej siły roboczej, której wyludniająca się Europa będzie coraz bardziej potrzebować – według Eurostatu do 2100 r. liczba obywateli UE może bowiem spaść o 34 mln, z czego za niemal 10 mln będzie odpowiadać sama Polska.
Pandemiczne lata 2020–2021 wiązały się z pewną dozą optymizmu odnoszącego się do transformacji energetycznej gospodarki światowej, co miało zatrzymać postępujące zmiany klimatu. Lockdowny, ograniczenia w przepływie towarów oraz spadek liczby podróży przyczyniły się do spadku globalnych emisji CO2 z 36,4 do 34,4 mld ton, co umożliwiło nakreślenie scenariuszy osiągnięcia zerowych emisji do 2050 r. Niestety, pocovidowe odbicie gospodarcze, a następnie wojny w Ukrainie, Strefie Gazy i napięcia geopolityczne w regionie Indo-Pacyfiku szybko zrewidowały te ambitne plany. W 2024 r. globalne emisje CO2 sięgnęły już 37,8 mld ton, a powiększające się populacje państw Afryki, Ameryki Łacińskiej i Azji Południowo-Wschodniej będą się wiązały z dalszym wzrostem zapotrzebowania na energię, niezbędną dla ich rozwoju gospodarczego.
Do tej pory najbardziej niedoinwestowanym regionem świata pozostaje Afryka – w 2024 r. roczne wydatki w sektorze energetycznym na całym kontynencie wyniosły około 100 mld USD, z czego ponad 70 proc. poświęcone zostało na poprawę wydajności infrastruktury opartej na paliwach kopalnych, a niecałe 30 proc. na transformację energetyczną. Międzynarodowa Agencja Energetyczna szacuje natomiast, że do 2050 r. w Afryce potrzebne będzie ponad 2,6 bln USD inwestycji na potrzeby transformacji. Pozyskanie takiej ilości kapitału jest tymczasem coraz trudniejsze w obliczu ucinania pomocy międzynarodowej przez Stany Zjednoczone oraz przekierowywania europejskich funduszy w kierunku Ukrainy – w konsekwencji w latach 2017–2023 wartość zachodnich inwestycji przeznaczanych na OZE w krajach Globalnego Południa spadła z 25 mld USD do około 9 mld USD.
Lukę po państwach Zachodu zaczynają natomiast wypełniać inni gracze. Kraje ASEAN planują zainwestować w sektor energetyczny w Afryce nawet 1 bln USD do 2030 r. w ramach Afrykańskiego Funduszu Infrastrukturalnego. Chiny udzieliły państwom afrykańskim około 180 mld USD pożyczek na inwestycje w transformację energetyczną, co ma pomóc w generowaniu dodatkowych 224 GW czystej energii rocznie do 2030 r. Także Arabia Saudyjska zaczyna ubezpieczać się przed spadkiem roli ropy naftowej w gospodarce światowej, podpisując liczne partnerstwa z państwami Afryki Subsaharyjskiej, mające na celu rozwój technologii fotowoltaicznej. Wszystko to przyczynia się do postępującego zbliżenia krajów Globalnego Południa, które coraz silniej kontestują zachodni model funkcjonowania gospodarki światowej.
Kraje afrykańskie wciąż jednak posiadają „przewagę z zapóźnienia”, związaną z faktem, iż ich gospodarki nie są jeszcze tak silnie uzależnione od tradycyjnych gałęzi przemysłu, jak ma to miejsce w krajach rozwiniętych. Z tego względu nadal mają szansę stać się liderami zielonej transformacji, wspierając wysiłki reszty świata. Pomimo wyzwań geopolitycznych Europa powinna więc zwrócić większą uwagę na inwestycje w afrykański sektor energetyczny, który wiąże się z wyższymi stopami zwrotu, jest kluczowy dla ograniczania skutków zmian klimatu, a także ma potencjał zmniejszyć presję migracyjną do UE. Niezbędna do tego będzie jednak zmiana postrzegania kontynentu z regionu wymagającego wiecznej pomocy rozwojowej do równoprawnego partnera o własnych potrzebach i uwarunkowaniach. Także i Polska ze względu na brak historii kolonialnej mogłaby odegrać istotną rolę w takich rozmowach – dobrze by więc było, gdyby przyszły prezydent dostrzegł konieczność rozwoju polskich relacji z innymi państwami niż wyłącznie Stany Zjednoczone, które pod przywództwem Donalda Trumpa stają się niestety coraz mniej przewidywalnym partnerem.