W praktyce oznacza to, że wielu z nas nie pracowało przez cały pierwszy tydzień maja. Tak długi „długi weekend" to coś niezwykłego nawet jak na polskie standardy wyszukiwania kalendarzowych okazji do robienia sobie pozawakacyjnych przerw w pracy. Jak zwykle przy takiej okazji rodzi się pytanie czy, i ewentualnie ile, gospodarka na tym traci.
W tym roku mamy w kalendarzu 13 dni świątecznych ustawowo wolnych od pracy, z których dziewięć wypada w dni robocze – to mniej więcej połowa dni roboczych w miesiącu, a więc około 4 proc. wszystkich dni roboczych w ciągu roku. Gdyby więc na te dziewięć dni roboczych rzeczywiście cała gospodarka się zatrzymywała, to mniej więcej taką stratę PKB ponosilibyśmy z tego tytułu. Problem jest jednak znacznie bardziej złożony i ograniczanie się tylko do takiego rozumowania byłoby jego nadmiernym uproszczeniem.
Czas pracy jest bezsprzecznie istotnym czynnikiem warunkującym poziom produkcji, a więc dni wolne od pracy mają wpływ na jej poziom, a ten z kolei wpływa na tempo wzrostu gospodarczego. Mimo że wykorzystanie mocy przerobowych w przedsiębiorstwach nigdy nie jest pełne, to nadrobienie niezrealizowanej produkcji z reguły nie jest możliwe lub możliwe jest tylko częściowo. Są oczywiste przypadki, gdy strat nadrobić w ogóle nie można – na przykład mała firma budowlana, z powodu większej liczby dni wolnych od pracy, może ostatecznie zbudować w roku jeden dom mniej, co oznacza mniejszą produkcję budownictwa, mniejsze zarobki pracowników i zyski właściciela tej firmy. Znajduje to swoje negatywne odzwierciedlenie w skali makroekonomicznej.
Spójrzmy teraz na PKB od strony popytu, gdzie jest on sumą konsumpcji, inwestycji, wydatków rządowych oraz eksportu netto (zmianę stanu zapasów można pominąć). Wpływ świąt i długich weekendów na poziom konsumpcji negatywny raczej nie jest, a można by nawet postawić tezę, że wydatki konsumpcyjne w okresach świątecznych rosną. To, że nie pracujemy, nie oznacza przecież, że nie jemy (kolejki w supermarketach w dni przedświąteczne i wózki wypełnione po brzegi świadczą, że jemy nawet więcej), nie zużywamy paliwa, a jeśli mieliśmy akurat kupić nowe meble lub pójść do fryzjera, to nie zrezygnujemy przecież całkowicie z tych planów, lecz zrealizujemy je dzień wcześniej lub dzień później. W święta i długie weekendy ponosimy też często dodatkowe wydatki konsumpcyjne, których w innym przypadku byśmy nie ponosili, na przykład wydatki związane z turystyką.
Negatywny wpływ długich weekendów może być za to widoczny w przypadku nakładów inwestycyjnych oraz eksportu. W pierwszym przypadku wydłuża się czas realizacji inwestycji, w drugim zaś mniejszy eksport jest pochodną mniejszej produkcji powodowanej krótszym czasem pracy.