Okres ten można podzielić na dwie fazy: pierwszą od czerwca do połowy września, kiedy polskie akcje rosły równo z S&P500 głównie w oparciu o bardzo mocne oczekiwania odnośnie do dalszych dodruków pieniądza przez banki centralne. W połowie września EBC i Fed dostarczyły nawet więcej niż oczekiwał rynek (w obu przypadkach w oficjalnych komunikatach pojawiły się słowa „nieograniczony dodruk"). Druga faza to okres od połowy września do dzisiaj, gdzie mamy spadki cen akcji w USA (-3,5 proc. na S&P500) oraz wzrosty aktywów w Polsce: w przypadku akcji (+6,4 proc. WIG, a relatywnie do S&P aż +9,9 proc.) i obligacji (spadek rentowności 10-letnich walorów z około 4,9 do poniżej 4 proc.). Dodatkowo, od połowy września cały nasz region zachowuje się dość mocno. Zakładam, że ostatnie miesiące to spory napływ środków do naszego kraju i regionu w ramach ekstrapłynności „wydrukowanej" przez EBC i Fed. Jest to swego rodzaju inflacja na rynkach finansowych, której zasięg i skalę bardzo trudno przewidzieć.
Jaki zatem będzie 2013 r.? „Inflacja" panująca na rynkach finansowych wprowadza spory element nieprzewidywalności, zatem prognozowanie stóp zwrotu z poszczególnych klas aktywów jest obecnie nad wyraz trudne. Niemniej jednak można pokusić się o trzy scenariusze.
Pierwszy, którego szanse na spełnienie oceniam na 60 proc. to scenariusz kontynuacji aktualnego „status quo" na rynkach finansowych i w realnych gospodarkach. W tym scenariuszu nie występuje formalna recesja w USA, zyski spółek i rentowności nie pogarszają się zbyt mocno, nie ma też szczególnie silnego ożywienia. Jeżeli zajdzie potrzeba to banki centralne dostarczą kolejnych zastrzyków płynności, oszczędności fiskalne w USA w zdecydowanej części zostają odłożone na 2014 r. a może i dalej. Wystarcza to na zwyżki ryzykownych aktywów o 10-20 proc. w 2013 r. Myślę, że ten scenariusz dobrze oddaje opublikowana ostatnio i szeroko komentowana rekomendacja strategiczna banku Goldman Sachs rok z celem dla S&P 500 na poziomie 1575 pkt na koniec 2013 r. Oznacza to wzrost rynku amerykańskiego o około 12 proc. z dzisiejszych poziomów. W takim scenariuszu WIG mógłby urosnąć w 2013 r. nawet 15-20 proc. (poziom powyżej 54 tys.), a dodając napływ dodatkowych środków w ramach globalnej „inflacji" na rynkach finansowych – moglibyśmy liczyć nawet na 20-25-proc. wzrosty, czyli poziomy powyżej 56 tys. (WIG). Rentowność obligacji skarbowych mogłaby spaść poniżej 3,5 proc. (10-letnie). W tym scenariuszu 2013 r. byłby tak samo dobry jak 2012.
Drugi scenariusz – realnie oceniany przeze mnie na 35 proc. – to groźba poważniejszej korekty na rynkach akcji w USA. Wówczas po raz pierwszy od 2008 r. zmniejszają się tam wydatki fiskalne (bez względu na to, w jak płynny sposób przejdziemy przez tzw. klif fiskalny). To wpływa na dalsze pogarszanie danych makro i większe spowolnienie/bądź recesja powodują spadki na S&P 500 o ponad 15 proc. Kontynuacja recesji w Europie i jedynie relatywnie krótkie ożywienie w Chinach (w oparciu o wydatki rządowe) też pomału ciągną gospodarkę amerykańską w dół. Dodatkowo, kolejne zastrzyki płynności dostarczane przez banki centralne przestają wpływać pozytywnie na rynki finansowe i ryzykowne aktywa. WIG spada na korekcie razem z akcjami amerykańskim o 15-25 proc., rentowności obligacji polskich wracają powyżej 4,5 proc. W tym momencie może to być okazja to większych zakupów polskich akcji.
I wreszcie trzeci scenariusz – wydarzeń skrajnych – którego szanse oceniam na 5 proc. Czeka nas wystąpienie jednego z relatywnie mało prawdopodobnych zdarzeń, takich jak wystąpienie Grecji ze strefy euro, dalszy poważniejszy kryzys w Hiszpanii, silniejsze perturbacje związane z wyborami w Niemczech i we Włoszech w 2013 r., materializacja tzw. klifu fiskalnego w USA (podobny kryzys jak w sierpniu 2011 r. i kolejna obniżka ratingu USA). To możliwy do wyobrażenia scenariusz, a jego potencjalny negatywny wpływ na ryzykowne aktywa może być całkiem spory i gwałtowny.