Trudno być „shortem”

„Longi" i „shorty", albo byki i niedźwiedzie. Tak w żargonie giełdowym określa się uczestników rynku spekulujących (rzadziej inwestujących długoterminowo) z nastawieniem na odpowiednio wzrosty i spadki cen instrumentów finansowych czy indeksów.

Aktualizacja: 11.02.2017 01:43 Publikacja: 08.07.2013 06:00

Alfred Adamiec, główny ekonomista, LifeWays

Alfred Adamiec, główny ekonomista, LifeWays

Foto: Archiwum

Oczywiście nie na każdym rynku i nie przy każdym instrumencie można otwierać pozycje krótkie, czyli zyskujące przy spadku ceny. Klasycznym przykładem mogą tu być akcje notowane na warszawskiej giełdzie. Tylko na niektóre można zawrzeć kontrakt terminowy, co pozwala zarabiać na spadku kursu giełdowego akcji. Jeszcze gorzej jest z krótką sprzedażą, również umożliwiającą osiąganie zysków w trendach spadkowych. Generalnie mamy znacznie więcej możliwości pomnażania kapitału, gdy na rynku akcji odnotowujemy trend wzrostowy.

Jeśli przypatrzymy się instrumentom finansowym notowanym na światowych rynkach, to również stwierdzimy, że znacznie częściej występują takie, które przynoszą zyski w okresach dobrej koniunktury gospodarczej niż te, które drożeją w czasach dekoniunktury gospodarczej czy nawet w recesji. Trudno zresztą się dziwić temu, skoro okresy prosperity zwykle są znacznie dłuższe niż czasy trwania spowolnienia ekonomicznego czy recesji. Zapotrzebowanie na instrumenty drożejące przy rozwijającej się gospodarce w naturalny sposób przewyższa więc potrzeby uczestników „grających" na spadek koniunktury.

W wyniku tych zależności rynki, nie tylko finansowe, ukształtowały znaczną przewagę uczestników, których kapitał rośnie w okresie wzrostu gospodarczego nad tymi, którzy zyskują w okresach dekoniunktury. Oczywiście są i tacy, którzy zmieniają swoją pozycję w zależności od aktualnego trendu. Ale zdecydowanie więcej uczestników, nawet pośrednich – np. poprzez fundusze emerytalne, można znaleźć po stronie „longów" niż po stronie przeciwnej. I ten fakt od razu ustawia tych spekulujących na krótkich pozycjach w specyficznej sytuacji. Z natury rzeczy będą mieli przeciwko sobie większość osób związanych z rynkami finansowymi.

O ile na rynku pochodnych z samej konstrukcji rynku wynika równowaga między „longami" i „shortami", o tyle wśród przedstawicieli instytucji finansowych, drobnych inwestorów, a nawet polityków przedstawianie pesymistycznej wizji przyszłości, a co gorsza – zarabianie na tym pieniędzy, jest raczej źle widziane. Przecież pozycja zawodowa, społeczna i kondycja finansowa tej większości są mocno powiązane ze wzrostem gospodarki, a co za tym idzie – z drożejącą większością notowanych instrumentów finansowych.

Podobnie sytuacja wygląda w odniesieniu do funduszy inwestycyjnych. Zdecydowana większość z nich przynosi zyski, gdy rośnie PKB i inne wskaźniki siły gospodarki. A jeśli nawet mogą zarobić na spadku inflacji towarzyszącemu hamowaniu rozwoju gospodarczego, to zyski dla TFI kształtują się znacznie słabiej niż w okresach prosperity. Klasycznym przykładem może być rok 2012 dla sektora polskich funduszy inwestycyjnych. Aktywa funduszy sięgnęły w ubiegłym roku poziomów szczytu sprzed kryzysu 2008/2009, odnotowaliśmy fantastyczną hossę na rynku naszych obligacji skarbowych, a zyski sektora były najniższe od 7 lat. Jest to wręcz kliniczny dowód tezy, że dla zysków TFI kluczowy jest nie wzrost WIG, nie spadki rentowności obligacji, ale napływ kapitałów do funduszy o bardziej ryzykownym profilu. A taki napływ ma miejsce wtedy, gdy gospodarka przyspiesza, bezrobocie przestaje straszyć, a płace systematycznie rosną w tempie znacznie przekraczającym inflację.

Analogicznie hossy na rynku akcji wyczekują nasze fundusze emerytalne, w portfelach których więcej już akcji niż obligacji. Podobnie czekają rzesze drobnych ciułaczy – okazjonalnych inwestorów, którzy niejednokrotnie kiedyś kupili akcje i teraz wyglądają sowitego zarobku albo chociaż odrobienia strat. Dla nich „gra na spadki" to abstrakcja na pograniczu z hazardem.

Zajmowanie krótkich pozycji z natury jest bardziej ryzykowne niż długich. Stąd najczęściej taką strategię przyjmują doświadczeni spekulanci, umiejący mierzyć i kontrolować ryzyko. Co oczywiście nie gwarantuje sukcesu. Ale magnesem przyciągających do „gry na spadki" są zjawiska budzące u zdecydowanej większości innych uczestników przerażenie – krachy i bessy. Stopy zysku (przeliczonej w skali roku) z krótkich pozycji w takich okresach są nieporównanie większe od tych osiąganych w czasie hossy. Tu naprawdę można zwielokrotnić kapitał w kilka miesięcy, a nawet tygodni.

Ale nawet tak duży sukces ma swoje ciemne strony. Po pierwsze, reakcja otoczenia na zyski w okresie, gdy zdecydowana większość traci, nie jest zbyt przyjemna. Generalnie nie lubimy, gdy ktoś bogaci się wtedy, gdy pozostałym to się nie udaje. A co dopiero powiedzieć o sytuacji, kiedy „short" triumfuje, a niemal wszyscy inni tracą. Jest to podejrzane, nienaturalne, a dla niektórych nawet amoralne. Lepiej więc nie obnosić się z sukcesem, nie epatować nim, a zwłaszcza unikać stwierdzeń, że spadki były do przewidzenia.

Po drugie, trzeba mieć bardzo mocne przekonanie do swojej strategii, analiz i wizji najbardziej prawdopodobnego scenariusza wydarzeń. Nie wolno zapominać, że „shorty" są w mniejszości. Z negatywnymi prognozami spotkamy się w mediach znacznie rzadziej niż z tymi pozytywnymi. A po cóż straszyć ludzi! Przecież złe nastroje społeczne fatalnie wpływają na zyski sektora finansowego, na notowania polityków, na postrzeganie firm. Więc zamiast mówić o gorszej perspektywie na najbliższe kwartały czy lata, mówi i pisze się o przejściowych trudnościach, dużej zmienności, wahaniach koniunktury itp. To obowiązkowe pozytywne postrzeganie przyszłości doprowadza wręcz do eliminowania, nawet na zasadzie wewnętrznej cenzury, wszelkich przejawów zbyt krytycznego myślenia. Świetnie ten proces może zobrazować wypowiedź z końca 2006 r. jednego z analityków na temat szacowanego zakresu nadchodzącej korekty spadkowej na GPW. Wtedy widać było wyraźnie, że rynek jest „przegrzany" (WIG20 wyraźnie ponad 3000 pkt) i oczekiwano mocniejszego schłodzenia koniunktury giełdowej. Jeszcze niemal nikomu nie śnił się kryzys czy bessa. Na prywatne pytanie o szacowany zakres korekty spadkowej ów analityk odpowiedział: „Większość u nas szacuje dno korekty spadkowej na ok. 2800, niektórzy 2500, ale jest jeden kolega, który widzi poziom 1800 pkt. Dziwne, że go jeszcze z roboty nie wyrzucili". Dno spadków, jak pamiętamy, znalazło się mocno poniżej 1500 pkt. Nic dodać, nic ująć. Kassandry nigdy nie były darzone sympatią, więc i ze swoimi pesymistycznymi prognozami dotyczącymi gospodarki i giełdy raczej też nie zdobędziemy popularności.

I wreszcie po trzecie, nastawienie w spekulacji na osłabienie koniunktury gospodarczej i giełdowej powoduje niezdrowe dla normalnego życia myślenie na zasadzie „czym gorzej, tym lepiej". Czym gorsze wiadomości z gospodarki i innych sfer życia, mogące wpłynąć na spadki giełdowych kursów, tym większe korzyści z krótkich pozycji. Można popaść w rozdwojenie jaźni, bo z natury rzeczy lubimy, gdy sprawy wokół nas toczą się coraz lepiej. Trudno na dłuższą metę funkcjonować w normalnym życiu z tak pesymistycznym podejściem do rzeczywistości.

Niełatwo być „shortem". Krótkie pozycje na instrumentach procyklicznych w stosunku do gospodarki zajmuje się tylko czasami, gdy ewidentnie widać zagrożenia dla tej gospodarki. Ciemne strony sukcesu z takiej spekulacji poważnie do niej zniechęcają. Ale największą nagrodą dla „shorta" jest pomnożony – w okresie dekoniunktury gospodarczej – kapitał. Kapitał, który w dołku koniunkturalnym można już ulokować w długie pozycje w oczekiwaniu na kolejne ożywienie gospodarcze. Wtedy to „longi" mają klawe życie. Jak „cysorz" w balladzie z tekstem Andrzeja Waligórskiego.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie