Racjonalizacja finansów publicznych

Oszczędności. Słowo to od pewnego czasu znajduje się w arsenale wyrazów niecenzuralnych, oczywiście w określonych środowiskach.

Aktualizacja: 11.02.2017 00:27 Publikacja: 23.07.2013 06:00

Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec Holding

Grzegorz Zatryb, główny strateg Skarbiec Holding

Foto: Archiwum

Nie chodzi mi o kwoty odkładane na przyszłość przez gospodarstwa domowe, a przez „określone środowiska" nie rozumiem osób uzależnionych od kart kredytowych. Chodzi mi o proces racjonalizacji finansów publicznych, jaki dokonuje się lub powinien się dokonywać, w wielu krajach Unii Europejskiej. Owe środowiska zaś to przede wszystkim politycy i niektórzy ekonomiści.

Gdy w 2009 roku zaczęły rozsypywać się budżety wielu krajów, po tym, jak podjęły one próbę walki z recesją zaimportowaną wraz z kryzysem zza oceanu, politycy zmuszeni byli do dokonania trudnego wyboru: kontynuować ekspansję fiskalną czy też narazić się na gniew wyborców, którzy nawykli oskarżać rząd o wszelkie negatywne zjawiska gospodarcze. Podjęcie decyzji ułatwiły im rynki finansowe, które z niemałym wysiłkiem intelektualnym dostrzegły zależność między poziomem deficytu, relacją długu publicznego do PKB i zdolnością kraju do pokrywania swoich zobowiązań.

Tu pozwolę sobie na małą, autopromocyjną dygresję. Przez długie lata powtarzałem, że nie do końca wierzę w kompetencje londyńskich bankierów, a to z tego powodu, że z taką łatwością pożyczali pieniądze ludowym władzom PRL, podczas gdy każdy Polak wiedział, że tych pieniędzy nie oddamy. Oddaliśmy, ale już w innym ustroju, przy okazji pożyczając wielokrotnie więcej. Okazało się, że skłonność do pożyczania przyszłym bankrutom zakorzeniona jest w genach osób zaludniających londyńskie City czy może raczej wyssały ją z mlekiem matki. Nie jest to moja ryzykowna teza, ale poparty badaniami fakt naukowy – zainteresowanych odsyłam do Reinhart i Rogoffa, „This time is different".

Postawione pod ścianą rządy musiały wybierać: polityka wyrzeczeń albo niekontrolowany wzrost kosztów obsługi zadłużenia, aż do zaniku popytu na dany dług rządowy włącznie. Tę ostatnią opcję przećwiczyły kraje, które pierwsze straciły wypłacalność: Irlandia, Portugalia czy przysłowiowa już Grecja. W tle odbywały się prace różnych ciał Unii Europejskiej mające na celu uporządkowanie tego bałaganu. Ani obietnice unii fiskalnej, ani fundusze pomocowe nie były jednak w stanie skłonić inwestorów do zgody na niższe rentowności obligacji skarbowych. Oliwy do ognia dolały agencje ratingowe, które ocknęły się w końcu i zaczęły bardziej sceptycznie oceniać wiarygodność kilku rządów. Naraziły się przy okazji na szereg procesów sądowych oraz akcji legislacyjnych mających je utemperować. W tym czasie głośniej o potrzebie znalezienia alternatywy dla polityki oszczędności mówił tylko nowy prezydent Francji, François Hollande, który musiał powiedzieć „B" po tym, co naobiecywał w kampanii wyborczej. Sprzyjała mu niezła pozycja jego kraju na rynku obligacji związana z przyzwoitą (relatywnie) kondycją gospodarki i najwyższym możliwym ratingiem wiarygodności kredytowej. Spotkał się z silną opozycją Angeli Merkel oraz skrytą aprobatą wielu innych rządów krajów Unii Europejskiej. Jak to się mówi, kropla drąży kamień.

Nie trzeba jednak było długo czekać na przełom. Tamę wysadził w powietrze Mario Draghi, deklarując rok temu, że Europejski Bank Centralny nie dopuści do nadmiernego wzrostu rentowności obligacji w strefie euro. Mówi się, że gdy kot śpi, myszy harcują. „Supermario" autorytetem banku centralnego rozbroił rynki finansowe jako nadzorcę i egzekutora polityki oszczędności. Można powiedzieć, że poszczuł kota z cytowanego wyżej powiedzenia złośliwym rottweilerem.

Na dzień dzisiejszy stan rzeczy w kwestii polityki oszczędności nie wygląda najlepiej. Nawet Międzynarodowy Fundusz Walutowy poprzez jedną ze swoich publikacji oraz wypowiedzi szefowej przyznał, że wyrzeczenia pogłębiły recesję. To żadna nowina dla każdego, kto ma choć podstawową wiedzę ekonomiczną, ale inkryminowane na początku „określone środowiska" podjęły tę tezę triumfalnie, media zaś ogłosiły, że nawet MFW wycofuje się z zalecania oszczędności. Coraz większą popularność już od dłuższego czasu zyskiwały paradygmaty Keynesowskie, teraz już nic nie stało im na przeszkodzie. Niemiecki minister finansów, szef eurogrupy, Schaeuble potwierdził, że zgoda na przedłużenie niektórym krajom o dwa lata terminu na uporanie się z nadmiernym deficytem była słuszna. Od tego czasu w związku ze sporami o oszczędności budżetowe niemal rozpadły się rządy w Grecji i Portugalii, krajach najbardziej poturbowanych przez nadmierne zadłużenie, a francuski minister finansów Pierre Moscovici ogłosił koniec ery wyrzeczeń.

Teraz pozostaje tylko czekać, aż za jakieś dwa lata naukowcy z MFW ogłoszą, że odkręcenie budżetowego kurka przyniosło korzystne rezultaty. Dowiodą tego czarno na białym, wskazując na ponurą recesję z okresu wyrzeczeń i odradzający się wzrost po podjęciu „słusznych" decyzji o poluźnieniu polityki fiskalnej. Fakt, że tendencje recesyjne pojawiły się jeszcze przed solidnym wdrożeniem oszczędności, ona sama zaś zaczęła ustępować ożywieniu jeszcze w ich trakcie, apologetom szprycowania gospodarek anabolikami jakimś cudem umknie i nie będzie psuł humoru. Zapewne Paul Krugman napisze kolejny artykuł flekujący neoliberałów. Niech mają za swoje, Balcerowicz musi odejść!

W tym całym zamieszaniu znika powoli pamięć o tym, że przyczyną całego kryzysu zadłużenia było właśnie zadłużenie i że każdy bez wyjątku kraj ma pewne ograniczone zdolności do obsługi swojego długu. Coraz mniej popularna jest, i tak powszechnie ignorowana, przykra prawda, że państwa dotknięte obecnie kłopotami żyły i żyją ponad stan, jedynym zaś sposobem na powrót do normalności jest recesja, bankructwa i bezrobocie połączone z kurczeniem się sektora publicznego. Tak działa bowiem gospodarka rynkowa, funkcjonująca cyklicznie i odporna na nominalne sztuczki z prasą drukarską – w długim okresie rzecz jasna. Tylko że jeśli za początek okresu uznamy start unii monetarnej, to zaczyna on coraz lepiej spełniać kryteria okresu co najmniej średniego. A to już na pewno nie okres krótki i pewne zjawiska są nieuniknione, chyba że się bardzo mylę, czego zresztą wszystkim nam życzę. Ale... koty mają podobno dziewięć żyć, a rottweilery skłonność do dysplazji...

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie