W sumie nic dziwnego, że rynki boją się tego wydarzenia. Przed nami kolejne bezprecedensowe wydarzenie w gospodarczej historii świata. A takie wydarzenia lubią obrastać mitami.
Cofnijmy się choćby te kilka lat wstecz do momentu, kiedy to Fed zaczynał wzmiankowane wyżej ilościowe luzowywanie polityki pieniężnej. Przypomnijmy sobie, ile wtedy pojawiło się strasznych teorii i obaw. A to, że wybuchnie super-, hiper-, megainflacja. A to, że napompuje się kolejny, tym razem największy w historii, bąbel spekulacyjny. I w ogóle, że przez takie działania Fedu to krowy stracą mleko, a plaga szarańczy nawiedzi Nowy Jork, Tokio, Londyn i parę innymi centrów finansowych. Taka jest natura ludzka. Wydarzenia bezprecedensowe, dziwne, niezrozumiałe od wieków budziły i budzą obawy czy wręcz strach. Nie zaskakuje więc fakt, że i tym razem – gdy nieuchronnie zbliża się kolejne bezprecedensowe wydarzenie gospodarcze – pojawiają się negatywne emocje. Każda informacja, która według inwestorów może świadczyć o tym, że era comiesięcznego dodruku pieniądza zbliża się do końca, wywołuje nerwowe reakcje. A w takich epizodach rynkowego strachu zwykle cierpi również nasz polski złoty, nasz polski rynek obligacji i nasza polska giełda. Tymczasem jednak, jeśli przyjrzeć się powyższemu problemowi, nieco bliżej można postawić tezę, że paradoksalnie polskie rynki finansowe mogą skorzystać na tym, że Fed zacznie kończyć ilościowe luzowywanie polityki pieniężnej.
Aby zweryfikować postawioną wyżej tezę, spróbujmy odrzeć przyszłe działania Fedu z emocji i spokojnie przyjrzeć się faktom. Cóż bowiem oznaczają zapowiedzi amerykańskich władz pieniężnych? Otóż Fed stwierdził ni mniej ni więcej, że gdy uzna, że przyszła na to pora, zacznie stopniowo ograniczać comiesięczny dodruk pieniądza. I będzie kontynuował działania w tym względzie do momentu, gdy skala comiesięcznego dodruku (lub jak to się ładnie nazywa „ilościowego luzowywania polityki pieniężnej") spadnie do zera. Jednak musimy pamiętać, że nawet jeśli pewnego pięknego dnia Fed wdroży powyższe zapowiedzi i rzeczywiście zredukuje skalę comiesięcznego dodruku pieniądza do zera, to i tak w gospodarce światowej pozostanie gigantyczna, wyprodukowana do tej pory, nadpłynność. Bo to, że Fed skończy wpuszczać do globalnego systemu nowe środki finansowe, nie oznacza, że zacznie zabierać to, co dał do tej pory. Nic z tych rzeczy. Dopóki nie zobaczymy trwałego i silnego globalnego ożywienia (na co obecnie zdecydowanie się nie zanosi) mało prawdopodobne jest to, by którykolwiek z głównych banków centralnych zaczął redukować istniejącą nadpłynność. Innymi słowy, jeśli gdzieś w grudniu tego roku lub w I kwartale roku przyszłego Fed zacznie powoli zatrzymywać prasy drukarskie, to i tak gospodarka światowa wciąż będzie żyła w ogromnej nadpłynności. Skończy się jedynie jej comiesięczne dopompowywanie. Naturalną koleją rzeczy pojawia się w tym momencie pytanie: co powyższe decyzje zmienią na globalnych rynkach finansowych?
Odpowiedź na to pytanie wbrew pozorom nie jest trudna. Obecnie co miesiąc rynki dostają porcję świeżutkiej gotówki i upychają ją, gdzie tylko możliwe. Powoduje to, że inwestorzy nie są specjalnie wymagający odnośnie do miejsca swoich inwestycji. Bo wiadomo, że tak długo, jak Fed drukuje pieniądz, to każda w miarę sensowna inwestycja jakiś zysk przyniesie. Jednak gdy skończy się dodruk serwowany do tej pory przez Fed, mamy duże szanse na to, że inwestorzy staną się bardziej wymagający. Już nie będzie bowiem comiesięcznego zastrzyku gotówki, który sprawiał, że każda w miarę sensowna inwestycja rosła jak na drożdżach. Trzeba będzie więc wrócić do podstaw, fundamentów, dokonywać staranniejszej selekcji i wybierać takie kraje, które są lepsze (mają lepsze perspektywy) niż inne. A to oznacza kraje, w których dynamika wzrostu gospodarczego jest wyższa niż gdzie indziej. Kraje, w których odporność wzrostu gospodarczego na zewnętrzne zawirowania jest większa niż w grupie rówieśniczej. Kraje, w których polityka gospodarcza prowadzona jest rozsądnie. Kraje, w których sytuacja płatnicza jest pod kontrolą.
Stop. Czy ten zestaw kryteriów czegoś nam nie przypomina? Tak, tak. Polska spełnia wszystkie te kryteria. I jeszcze parę innych na dodatek. A to oznacza, że gdy Fed skończy dodruk świeżej gotówki, a inwestorzy zrobią się bardziej wymagający, Polska powinna być wśród krajów, które skorzystają na nowej sytuacji. Sytuacji, w której powinna nastąpić spora realokacja kapitału z miejsc bardziej ryzykownych do miejsc lepszych i stabilnych. Czyli, najprawdopodobniej, między innymi do Polski. Koniec dodruku pieniądza aplikowanego do tej pory przez Fed oznaczać więc może, że po pierwszej nerwowej reakcji rynkowej Polska i polskie rynki finansowe ponownie staną się beniaminkiem inwestorów, a napływ inwestycji portfelowych do naszej gospodarki będzie trwać.