Dobre praktyki spółek publicznych w Polsce to temat z bogatą historią. Pierwsza redakcja, z 2002 roku, zaskakiwała oryginalnością. Był to jedyny w świecie zbiór dobrych praktyk, który w pierwszej kolejności skupiał się na walnym zgromadzeniu. Przyczyną był festiwal złych obyczajów na walnych zgromadzeniach, które stawały się walnymi zwyrodnieniami. Trzeba było je cywilizować, co powiodło m.in. się za sprawą dobrych praktyk. Ich druga redakcja (rok 2005) wprowadziła ważną innowację: komitety rady nadzorczej, w szczególności komitet audytu. Trzecia, która weszła w życie z początkiem 2008 roku, położyła szczególny nacisk na przejrzystość spółki notowanej na GPW i jej politykę informacyjną. Czwarta, obecna redakcja (wchodząca w życie z początkiem 2016 roku) przynosi wiele nowoczesnych zasad, ale wyróżnia ją zwłaszcza podejście do relacji zarządu i rady nadzorczej.
Wcześniej dobre praktyki świeciły światłem odbitym od Kodeksu spółek handlowych. Nazywano je „wicekodeksem". Ponieważ k.s.h., zgodnie z niemiecką tradycją z XIX stulecia uznaje zarząd i radę nadzorczą za odrębne organy spółki akcyjnej, dobre praktyki naśladowały to rozwiązanie. Teraz odchodzą od niego. Niektóre zasady adresowane są zarówno do zarządu, jak i do rady nadzorczej. Warto pamiętać, że dobre praktyki wywodzą się z rynków anglosaskich, gdzie funkcje zarządcze i nadzorcze skupione są w jednym organie, radzie dyrektorów. Zamiast pogłębiać rozdział zarządu i rady nadzorczej, dobre praktyki 2016 zmierzają ku harmonii obu organów. Rola zarządu nie ulega zmianie, rola rady nadzorczej przybiera na znaczeniu, powierza się jej wiele nowych zadań.
Prawo określa mandat rady nadzorczej szeroko, ale ogólnikowo: ma ona sprawować stały nadzór nad działalnością spółki we wszystkich jej dziedzinach. Dobre praktyki punktują obszary, na które rada nadzorcza powinna zwracać szczególną uwagę. To opiniowanie wyznaczanych przez zarząd strategicznych celów spółki. To dbałość o płynną sukcesję w zarządzie. To refleksja nad wydatkami spółki na sport, kulturę, świadczenia na rzecz lokalnych społeczności. To wgląd w procesy kontroli wewnętrznej, zarządzania ryzykiem, compliance, audytu wewnętrznego. Ocena tych funkcji w spółce wymaga z jednej strony specjalistycznej wiedzy, stąd potrzeba nasycenia rady należytymi kwalifikacjami, z drugiej – ściślejszej współpracy rady i jej komitetów z zarządem spółki i biegłym rewidentem. A także potrzeba bezpośrednich, roboczych kontaktów rady nadzorczej z pracownikami spółki odpowiedzialnymi za wymienione procesy.
W chwili narodzin polskich dobrych praktyk miarą kompetencji rady nadzorczej spółki notowanej na GPW była umiejętność czytania bilansu, oceny sprawozdań spółki, analizy wskaźników. Dzisiaj od rady oczekujemy wnikliwej oceny procesu raportowania finansowego we wszystkich jego fazach. Ewolucja treści dobrych praktyk jest więc zjawiskiem naturalnym. Działają one w przestrzeni pomiędzy rynkiem a prawem. W odpowiedzi na potrzeby rynku formułowane są nowe zasady zawierające wskazówki postępowania spółek, ich piastunów i akcjonariuszy. Bywa jednak, że jakaś zasada nie jest należycie stosowana nawet przez wiele spółek. Wtedy wchłoną ją przepisy prawa. Jeżeli rynek nie stosuje dobrowolnie którejś z zasad dobrych praktyk – i nie potrafi wyjaśnić odmowy stosowania – stanie się ona niezadługo prawem. Mówi się wtedy, że ustawodawca „przykręca spółkom śrubę". Tak było kiedyś z zasadą dotyczącą ujawniania wysokości wynagrodzeń menedżerów. Spółki „ściemniały" ten temat, publikowały nieczytelne informacje, aż zostały sprowadzone na właściwą drogę przepisem obwarowanym sankcjami.
Przykładem bardziej współczesnym jest los zasady o komitecie audytu: wiele spółek próbowało ją obchodzić, markować jej stosowanie, aż nadano jej moc ustawową (zresztą zrobiono to nieumiejętnie). Płynie z tego oczywisty wniosek: lepsza łagodna samoregulacja niż prawo stanowione, lepiej po dobroci stosować dobre praktyki, niż pod przymusem, pod groźbą srogich kar naginać się do przepisów, niekiedy oderwanych od realiów.