Jeden z bardziej popularnych sloganów na Wall Street brzmi: „nie walcz z Fedem". Jak to zazwyczaj bywa z utartymi zwrotami, po głębszej refleksji okazuje się, że są one prawdziwe tylko częściowo. Wystarczy sięgnąć do niedalekiej historii. Bessy z lat 2000–2002 i 2007–2009 trwały w środowisku permanentnego i agresywnego łagodzenia polityki monetarnej przez Rezerwę Federalną.
Systematycznie do zbadania zależności pomiędzy polityką Fedu a zachowaniem giełdy podszedł John Hussman. Wyodrębnił dwa czynniki sprawcze: politykę monetarną Fedu (jej luzowanie/zacieśnianie) oraz sposób zachowania rynków akcji (głównie szerokości rynkowe). Od 1940 r. indeksy amerykańskie mają najwyższą skumulowaną stopę zwrotu, jeżeli jednocześnie amerykański bank centralny luzuje politykę pieniężną, a szerokości rynkowe są na dobrym poziomie. To brzmi jak oczywistość. Ale już nie tak intuicyjna jest odpowiedź na pytanie, w jakim okresie stopa zwrotu na giełdzie jest najniższa. Otóż nie wtedy, kiedy Fed zacieśnia politykę, ale kiedy ją łagodzi, a jednocześnie szerokości rynkowe i inne miary oceniające jakość rynku są słabe. Wynika z tego, że w trakcie bessy luzowanie polityki pieniężnej jest traktowane jako sygnał dla inwestorów, że sytuacja jest gorsza, niż do tej pory sądzili, i spadki na giełdzie są pogłębiane.
Friedrich August von Hayek, twórca „Konstytucji wolności", podczas przemowy na bankiecie z okazji otrzymania Nagrody Nobla podkreślił znaczenie pokory. Mówił: „Muszę przyznać, że gdyby mnie zapytano, czy powinno się ustanowić Nagrodę Nobla z ekonomii, byłbym zdecydowanym oponentem. [...] Problem z nią jest taki, że przyznaje indywidualnej jednostce autorytet, którego w ekonomii nikt nie powinien posiadać". W zestawieniu ze skromnością Hayeka wprost groteskowo brzmi tytuł najnowszej książki Bena Bernankego, byłego szefa amerykańskiego banku centralnego, „Odwaga do działania". System Rezerwy Federalnej został stworzony z myślą o zapobieganiu dużym kryzysom. Ponad 100 lat historii tej instytucji uwidacznia, że cel nie został osiągnięty. Jest wręcz odwrotnie – fluktuacje gospodarki są większe niż przed jego powołaniem. Fed szczyci się tym, że zapobiegł całkowitej zapaści systemu finansowego w 2008 roku. Pomijając jednak ocenę wydarzeń w samym 2008 r., która wcale nie wypada jednoznacznie pozytywnie na korzyść Fedu, to prawda jest taka, że to właśnie Rezerwa Federalna jest głównym odpowiedzialnym za doprowadzenie do bańki spekulacyjnej na aktywach finansowych i nieruchomościach w 2007 r.
Zupełnie nieprawdopodobne wydaje się to, że pod koniec 2015 r. historia się powtarza. Poprzez programy luzowania ilościowego Fed zachęcił inwestorów do spekulacji, która umożliwiła rekordowe emisje długu przez amerykańskie korporacje i osiągnięcie wycen akcji na giełdzie w USA zbliżonych do tych ze szczytu bańki internetowej w 2000 r. Kompresja zmienności cen aktywów finansowych, do której doprowadził nie tylko Fed, ale i inne banki centralne, jest rekordowa. Jednak coś się zaczyna powoli zmieniać. Zmienność i jej wahania można na amerykańskiej giełdzie zobrazować zmianami indeksu VIX. Największy procentowo kilkudniowy spadek oraz wzrost indeksu zmienności w całej historii jego notowań (od 1987 r.) obserwowano w sierpniu bieżącego roku. Z 20 przypadków największych zmian w historii do siedmiu doszło w ciągu ostatnich 12 miesięcy. Czasy spokojnej hossy w Ameryce mamy raczej za sobą.
No dobrze, ale czy trawestacja słynnego tekstu z „Pulp Fiction", służąca jako tytuł tego felietonu, to jednak nie przesada? W końcu Fed, EBC i BoJ wydają się obecnie wszechmocne. Jednak jeżeli mamy jakąś efektowną bańkę spekulacyjną, to jest to właśnie bańka wiary inwestorów w moc sprawczą banków centralnych. Wprawdzie, jak przy każdej prognozie dotyczącej końca trendu, ponosimy ryzyko jego niedoszacowania, ale wydaje się, że dużo czasu już nie zostało. Jak po każdej bańce, tak i po przekłuciu tej ci najbardziej adorowani w trakcie jej trwania będą później pod pręgierzem opinii publicznej.