OKIEM HISTORYKA
Czasy ostatnich Jagiellonów nazywamy Złotym Wiekiem. Zamyka go wspaniała unia lubelska (1569), kreująca Rzeczpospolitą Obojga Narodów. W pamięć pokoleń lata te zapadły jako era otwartości, humanizmu, tolerancji (ale różnie z nią bywało), urodzaju i pokoju, chociaż nie brakowało napięć wewnętrznych, wojen, triumfów militarnych (Orsza 1514, Obertyn 1531) i porażek (utrata Smoleńska, wyjście Moskwy nad Bałtyk). Rozwijała się gospodarka i kultura. Nie było jeszcze narodowego populizmu, więc chętnie napływali i asymilowali się obcokrajowcy: Ormianie, Szkoci, Holendrzy, Niemcy, Anglicy, Włosi. Przykrym zgrzytem dla współczesnych polityków zabrzmi stwierdzenie, że Jagiellonowie nie uprawiali tandety nazywanej dzisiaj „polityką jagiellońską". Nie garnęli się do Gruzji. Nie kombinowali z Azerbejdżanem. Owszem, z rzadka myśleli o Bałtyku, o Morzu Czarnym znacznie mniej, a o Adriatyku wcale, może pomijając Bonę z Bari.
OKIEM INWESTORA
Za czasów Zygmunta I zwanego Starym kurs akcji Firmy wspiął się aż do 200 złotych (kto miałby tyle w portfelu, może sprawdzić), ale finanse były w kiepskim stanie i wymagały, jak dzisiaj, naprawy. Obejmując skarbiec, minister finansów znalazł w nim raptem 61 złotych. Przepływy pieniężne szły nie w tę stronę, co trzeba. Dlatego z inicjatywy inwestorów indywidualnych podjęto tzw. egzekucję dóbr, czyli program naprawczy zmierzający do rewindykacji aktywów wyprowadzonych przez co ważniejszych akcjonariuszy.
W 1537 r. nastał rokosz sejmowy (szeregowy poseł użyłby słowa „pucz", od niemieckiego Putsch, chociaż niemieckiego nie zna, to jest oczywista oczywistość). Całkiem jak dzisiaj, opozycja domagała się poszanowania prawa i sądownictwa, reformy administracji, ale także zniesienia obciążeń na duchowieństwo. Tak zapoczątkowano ruch egzekucji praw, obecnie również potrzebny. Tamten rokosz nazwano „wojną kokoszą", ponieważ wyjedzono wszystkie kury w okolicy. Jak swój sejmowy pucz robił Kuchciński, zamówił kanapki.
Zygmunt II August sprawił współczesnym kłopot, otwierając dokuczliwą przez stulecia kwestię sukcesji władztwa. Nie doceniając corporate governance, zaniedbał przeprowadzania due diligence kandydatek na żonę. Pierwsza i trzecia żona, Habsburżanki, chorowały na chorobę św. Wita, druga – Barbara Radziwiłłówna – cierpiała, jak się przypuszcza, na chorobę św. Phyllis. W istocie, ta Phyllis absolutnie świętą nie była, Barbara tym bardziej. Wprowadzając ją do zarządu bez zgody walnego zgromadzenia i rady nadzorczej, wywołał Zygmunt August groźny kryzys statutowy, albowiem Barbarze zarzucano nadmierne upublicznienie i zbyt swobodny free float. Jej awans umożliwił Radziwiłłom udział w prywatyzacji majątku narodowego, a ponadto ogromnie szkodliwy – także dzisiaj! – dostęp do stanowisk publicznych.
Koniunktura była dobra, ratingi miały wysokie kategorie, notowania szły na północ, dywidendy wypłacano sute. Zygmunt August zasłynął jako mecenas kultury: finansował biblioteki, muzea, orkiestry. Utrzymywał dworskich artystów (w owych czasach nie było jeszcze dworskich ekonomistów ani niepokornych dziennikarzy). Jedną z najbardziej udanych inwestycji okazał się zakup w Brukseli jedynej takiej na świecie kolekcji 170 arrasów, tzw. jagiellońskich, zapisanych Rzeczypospolitej. Z czasem ich wartość niepomiernie wzrosła.