Co prawda szacunki dotyczyły USA, gdzie cena kawy premium wynosi 3,5 dolara, ale nie odbiega to specjalnie od polskich realiów. 30 lat inwestowania jednej kawy dziennie ma dać ponad 100 tys. dolarów – nie pij kawy, dołóż do emerytury. Brzmi nieźle, jest jednak jeden problem.
Sama idea grafiki jest w porządku, obrazuje nam wybory, których dokonujemy jako uczestnicy życia gospodarczego, nie tylko wybór pomiędzy konsumpcją dobra A lub B teraz, ale także wybór pomiędzy konsumpcją dziś a konsumpcją w przyszłości. Ten drugi jest dla nas trochę mniej namacalny, czasem bowiem trudno nam sobie wyobrazić, co zyskujemy odmawiając sobie konsumpcji dziś. W teorii ekonomii zmienną regulującą te decyzje jest stopa procentowa, im wyższa, tym bardziej premiuje przyszłą konsumpcję. Przykładowo, jeśli stopa procentowa wynosiłaby 0 proc., wybieralibyśmy pomiędzy kawą dziś a taką samą kawą za 30 lat – w tej sytuacji zapewne niewiele osób zdecydowałoby się zrezygnować z bieżącej konsumpcji. Jednak jeśli stopa procentowa miałaby wynosić 6 proc. przy 2-proc. inflacji, wybieralibyśmy pomiędzy jedną kawą dziś a trzema za 30 lat, i to jeszcze z sowitym napiwkiem dla baristy. Owe 6 proc. to właśnie element, który od razu we wspomnianej grafice przykuł moją uwagę.
Stopy procentowe w USA nieznacznie przekraczają 1 proc., zaś rentowność obligacji 10-letnich to mniej niż 2,5 proc. Jednak autorzy grafiki lekką ręką przyjęli stopę zwrotu na poziomie 6 proc. i nawet nie zająknęli się odnośnie do sposobu wyznaczenia tego parametru. Oczywiście domyślam się, dlaczego tak postąpiono – powojenna średnia roczna stopa zwrotu na amerykańskim rynku akcji wynosi ponad 7 proc. Wydaje się zatem, że odmawiając sobie kawy i inwestując w akcje, spokojnie wypracujemy ponad 100 tys. dolarów, bo przecież w tym kontekście założone 6 proc. jest przejawem konserwatyzmu. Czy aby na pewno? O taką ekstrapolację łatwo w sytuacji, gdy jesteśmy po ośmiu latach hossy i może wydawać się, że zwyżki nigdy się nie skończą. Gdyby za punkt referencyjny przyjąć luty 2009 r. (szczyt kryzysu), stopa zwrotu spadłaby o 1,5 pkt proc. Nadal nie najgorzej, ale pamiętajmy, że mowa o okresie 1945–2009 – niewielu z nas ma taki horyzont inwestycyjny. Tymczasem historia przynosi wiele ostrzeżeń – po załamaniu z 1929 r. rynki akcji nie odrobiły strat przez kolejnych 20 lat, niemal identycznie jak we Francji, gdzie w 1882 r. doszło do krachu na giełdzie. Jeszcze bardziej radykalny jest przykład Japonii. Ekstremalnie ekspansywna, nawet szaleńcza polityka Banku Japonii wywindowała notowania na giełdzie do najwyższych poziomów dekady. Mimo wszystko japoński Nikkei225 jest nadal ponad 40 proc. poniżej ekstremów z 1989 r. Jeśli ktoś zatem zainwestował swoje oszczędności na japońskiej giełdzie w 1989 r. z 30-letnią perspektywą, najpewniej poniesie poważną stratę.
Oczywiście nie jest powiedziane, że jesteśmy na szczycie hossy, w przededniu kryzysu i opisane sytuacje muszą się powtórzyć. Stawiają one jednak pod znakiem zapytania popularną tezę, że w dłuższym horyzoncie czasowym „giełda zawsze da zarobić" i inwestorzy powinni darować sobie analizę momentu wejścia, gdyż fluktuacje giełdowe są nieprzewidywalne. Faktycznie można jednak zauważyć, że inwestorzy giełdowi mają z obecną sytuacją problem. Nie brakuje głosów bezproblemowo ekstrapolujących obecną sytuację na kolejne lata, ale także starających się za wszelką cenę przewidzieć moment krachu. To drugie podejście może okazać się jeszcze bardziej dewastujące dla naszego portfela inwestycyjnego. Warto tu przypomnieć słowa byłego szefa Fedu Alana Greenspana, który już w grudniu 1996 r. ostrzegał przed przewartościowaniem rynku akcji. Ostatecznie miał rację, ale akcje drożały jeszcze przez kolejne trzy lata, w trakcie których indeks Dow Jones zyskał blisko 80 proc.! Niewątpliwie jeśli ktoś postanowiłby otworzyć krótkie pozycje w reakcji na słowa Greenspana, szybko nabawiłby się bólu głowy. Obecna sytuacja ma zatem drastycznie różne implikacje dla decyzji inwestycyjnych: to, że długoterminowy inwestor może chcieć redukować ekspozycję na akcje, nie oznacza, że trader będzie agresywnie grać przeciwko drożejącym indeksom.