Zarobić na jedzeniu

Na jedzeniu można próbować zarobić na wiele sposobów. Jedni prowadzą restauracje i bary, inni uznali, że najlepszym biznesem jest dostarczanie gotowego jedzenia wprost do klientów, którzy są w domach czy biurach. Są też tacy, którzy biznes widzą w skróceniu czasu obsługi w restauracji.

Publikacja: 07.11.2017 04:18

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Tomasz Świderek, publicysta ekonomiczny

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Moda na tworzenie startupów zajmujących się zbieraniem zamówień na jedzenie za pomocą aplikacji i jego dostarczaniem z restauracji w USA zaczęła się na początku dekady. Powstające wówczas startupy stosunkowo łatwo zdobywały finansowanie i osiągały wysokie wyceny w prywatnych emisjach akcji. To skłaniało kolejnych do powielania modelu biznesowego. Rosnąca konkurencja sprawiała, że firmom trudno było wypracować taki model finansowy, który zapewniłby zyski, a tym samym przetrwanie, gdy skończy się kupka zebranych od inwestorów pieniędzy. Kłopoty startupów wzmogły ostrożność inwestorów, którzy przykręcili kurek z pieniędzmi. Jedni dostawcy zbankrutowali (niektórzy w mniej niż dwa lata od pozyskania pierwszego finansowania), inni zostali przejęci. A ci, którzy zdobyli kolejne rundy finansowania, niejednokrotnie musieli się pogodzić z tym, że nowa wycena spółki będzie rażąco niższa od wcześniejszej.

O tym, że życie spółki z tej branży w USA nie jest łatwe, najlepiej świadczy historia jednej z gwiazd, czyli Blue Apron. Startup był jednym z pierwszych na rynku i szybko w prywatnych rundach finansowania – uczestniczyły fundusze VC zarządzane m.in. przez Bessemer Venture Partners, BoxGroup i First Round Capital – jego wycena sięgnęła 2,2 mld dolarów. Tym samym wszedł do prestiżowego klubu jednorożców.

Firma w lecie 2017 r. rozpoczęła publiczną ofertę akcji. Początkowo swe walory wyceniała na 15–17 dolarów, co oznaczałoby, że jest warta 3,2 mld dolarów, ale szybko spuściła z tonu, gdy okazało się, że inwestorzy, obawiając się, że bezpośrednim konkurentem spółki może zostać Amazon, który ogłosił zamiar przejęcia Whole Foods, nie chcieli tyle za akcje Blue Apron płacić. Ostatecznie akcje sprzedano po 10 dolarów, co przed giełdowym debiutem dawało wycenę na poziomie 1,9 mld dolarów.

Sam debiut Blue Apron nie był udany, a potem było już tylko gorzej. Inwestorzy, którzy szybko nie sprzedali akcji, liczyli rosnące straty. IPO szybko okrzyknięto najgorszą ofertą roku. Na dodatek tuż po IPO ze stanowiska członka zarządu zrezygnował jeden ze współzałożycieli firmy, odpowiedzialny za sprawy operacyjne, a po końcu III kwartału niedawny debiutant zapowiedział zwolnienie 6 proc. pracowników. Takich zaskoczeń inwestorzy nie lubią i głosują nogami.

W Europie moda na startupy dostarczające jedzenia zaczęła się później niż w USA, ale scenariusz się powtórzył. Firmy powstawały jedna po drugiej i łatwo zdobywały pierwsze pieniądze od inwestorów, a potem – gdy kończyły się pieniądze uzyskane od prywatnych inwestorów – bankrutowały.

W połowie października 2017 r. upadł brytyjski Jinn. Kłopoty spółki, która od funduszy VC pozyskała 19,3 mln dolarów, zaczęły być widoczne wiele miesięcy wcześniej. W styczniu 2017 r. zastrajkowali kurierzy, bo firma zamiast 8 funtów za godzinę plus 1,5 funta za dostawę zaczęła im płacić tylko 7 funtów za każdą dostawę. Kurierzy nic nie wskórali. W 2016 r. z tego samego powodu strajkowali brytyjscy kurierzy Deliveroo i UberEATS.

W lipcu Jinn – jak wówczas twierdzono „czasowo" – wycofał się ze wszystkich miast poza Londynem, z którego pochodziło 90 proc. zamówień na dostawy. Jak tłumaczono, miało to pozwolić wypracować zyski. Przy okazji jej szef twierdził, że spółka jest rentowna na poziomie EBITDA i planuje, że w tym roku osiągnie 22 mln funtów przychodów. Podobno w ostatnich dniach działania Jinn szukał kogoś, kto by go przejął. Nawet prowadził rozmowy, ale nikt transakcji nie sfinalizował.

Zarabiać na jedzeniu można nie tylko oferując klientowi czekanie na kuriera, który przywiezie z restauracji gotowe dania. Można to zrobić także aranżując pobyt w restauracji tak, by skrócić do minimum czas obsługi. Założony dwa lata temu w USA przez osoby o ukraińskich korzeniach Allset proponuje składanie zamówienie podczas rezerwacji stolika. Wówczas też pobierana jest opłata. Gdy klient przychodzi do lokalu, potrawy od razu pojawiają się na stole, a po skończeniu posiłku nie trzeba czekać na rachunek.

Allset działa w dziewięciu miastach USA. Współpracuje z 700 restauracjami, które płacą mu 12 proc. prowizji od każdego zamówienia. Z usług spółki korzysta ponad 150 tys. użytkowników, w tym 200 korporacji. Te ostatnie odpowiadają za ponad 25 proc. przychodów firmy.

Od funduszy VC, wśród których są m.in. zarządzane przez Andreessen Horowitz i Greycroft Partners, Allset pozyskała w sumie 8,35 mln dolarów, w tym 5 mln w zakończonej w październiku rundzie finansowania. Nowe pieniądze mają pomóc w rozszerzeniu działalności na kolejne amerykańskie miasta. I co ważne, w odróżnieniu od firm, które starają się zarobić na dostarczaniu jedzenia, spółka wydaje się nie mieć bezpośredniej konkurencji.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie