Zerwane porozumienie USA z Iranem przyczyniło się do wygenerowania kolejnej fali zwyżki cen ropy naftowej, co poprzez wzrost presji inflacji i oczekiwań na więcej podwyżek stóp procentowych Fedu dało silniejszego dolara. Rykoszetem oberwały rynki wschodzące (EM). Niektóre waluty emerging markets spadły do historycznych minimów. Potencjalny moment zakończenia największej od ponad dwóch lat fali wyprzedaży to połowa czerwca – termin posiedzeń obu największych banków centralnych świata.
Wybicie cen ropy naftowej na nowe, trzyletnie maksima na początku maja, co można łączyć z powołaniem na stanowisko sekretarza stanu M. Pompeo, zwolennika twardej linii w relacjach z Teheranem, nastąpiło w okresie, w którym surowiec zazwyczaj zbliża się do fazy sezonowych spadków. Jednak nie tym razem, bo geopolityczne napięcia wzięły górę. A to wszystko na rynku, który wydawał się zbilansowany i fundamentalnie mało perspektywiczny, co do kontynuacji zwyżek, z uwagi na duże możliwości zwiększania podaży surowca z amerykańskich łupków.
W ślad za rosnąca ropą i utrzymaniem solidnych odczytów z gospodarki USA umocniły się oczekiwania na podwyżki stóp procentowych Fedu. Obecnie rynek jako bardziej prawdopodobne uważa łącznie cztery, a nie trzy ruchy w górę po 25 pkt bazowych w tym roku. Ponieważ perspektywy wyższych stóp pozostałych walut G8 nie uległy zmianie (lub osłabły jak w przypadku euro i funta), doszło do dynamicznego wzmocnienia dolara. W tradycyjnej korelacji wzrost cen czarnego złota powodował najczęściej deprecjację dolara albo odwrotnie, wraz z umacnianiem się waluty USA taniała ropa.
Jednoczesny wzrost rynkowych stóp procentowych i aprecjacja dolara oraz dodatkowo ogólny wzrost kosztów w związku z podrożeniem cen energii, to zabójcze połączenie dla rynków wchodzących. Powoduje wzrost obaw o obsługę zadłużenia zagranicznego, stan rezerw walutowych i wypłacalność. Kluczowe kraje EM to dziś w większości importerzy netto ropy naftowej (Chiny, Indie, Brazylia, Turcja, Tajlandia, Indonezja, RPA, Polska). Wszystkie bez wyjątku są – często bardzo mocno – zadłużone w walutach obcych (USD). Szkodzi, więc im wzrost rynkowych stóp procentowych w USA i osłabienie lokalnych walut. Wiele z nich ma też na domiar złego obecnie słabą gospodarkę.
Wyprzedaż walut EM z ostatnich tygodni przyjęła w niektórych przypadkach spektakularne formy. Historyczne dołki w relacji do dolara osiągnęły tej wiosny argentyńskie peso i turecka lira. Blisko rekordów słabości są peso meksykańskie, brazylijski real oraz rupie – indyjska i indonezyjska. Ogółem najbardziej odporne na przecenę okazały się waluty azjatyckie, najmniej południowoamerykańskie, gdzie sytuację skomplikowała po raz kolejny bliska bankructwa Argentyna. Złoty i region w środku stawki. Nasza waluta (obok forinta) jest szósta, siódma w stawce najgorszych w tej fali wyprzedaży, ale wcześniejsze umocnienie (z I kwartale i ub.r.) sprawia, że jej obecna pozycja to okolice średniej z ostatnich kilku lat.