Zaplanowane na połowę czerwca, zbiegające się w czasie posiedzenia amerykańskiej Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego zapowiadają się niezwykle ciekawie. Mogą się stać ważną datą na rynkach finansowych i wyznaczyć ekstrema średnioterminowych trendów. Zakładam, że w okolicach letniego przesilenia powinno dojść do zakończenia fazy silnego odwrotu od ryzyka, która tak dotkliwe dała się we znaki niektórym walutom emerging markets. Także złotemu.
Odpływ kapitału z emerging markets ma solidne, długofalowe podstawy. Z jednej strony wynika z jednoczesnego wzrostu rynkowych stóp procentowych w USA, umocnienia dolara i ogólnego wzrostu kosztów w związku z 70-proc. zwyżką – w niecały rok – cen ropy naftowej. Z drugiej jest efektem wysychania płynności dostarczanej przez banki centralne. Od kwietnia Fed zmniejsza sumę bilansową o 30 mld USD miesięcznie, czyli dokładnie tyle, o ile zwiększa ją EBC. W tempie kilku bilionów jenów (kilkudziesięciu miliardów dolarów) aktywa skupuje wciąż Bank Japonii (w kwietniu i maju 9 bln JPY, ok. 82 mld USD, od początku roku 17 bln JPY, ok. 155 mld USD). Miewa jednak okresy, jak w marcu i grudniu, w których uszczupla posiadane zasoby.
Pomimo to, zakładając nawet podtrzymanie tendencji widocznych w ostatnich tygodniach w długim terminie, jak w każdym trendzie można się spodziewać, że przeplatać ją będą okresy odwilży, kiedy ceny aktywów będą zmierzać w kierunku przeciwnym do dominującej tendencji. Taki może być właśnie III kw.
Obserwowane załamanie na rynkach EM nie może zostać zignorowane przez banki centralne. W przypadku Fedu sprawa jest dość prosta. Ponieważ plan zwijania QE został sztywno zarysowany już w ubiegłym roku, obecnie jedynym parametrem, który podlegał będzie modyfikacji, jest stopa procentowa (funduszy federalnych). Bank może zwiększać lub zmniejszać tempo jej podnoszenia. Od grudnia Fed trzyma prognozę, że w tym roku jej poziom zwiększy się o 75 pkt baz. (3 podwyżki po 0,25 pkt proc.). W związku z narastaniem presji cen po wzroście notowań ropy oraz spadkiem bezrobocia poniżej stopy naturalnej (3,9 proc. w kwietniu) rynek zaczął obawiać się, że podwyżek będzie więcej. Zaczął niedawno przypisywać większe prawdopodobieństwo kolejnym trzem, a nie tylko dwóm ruchom w górę do końca roku.
Skonfrontowany z sytuacją na rynkach EM oraz ponad 5-proc. umocnieniem dolara w ciągu kilku tygodni Fed może zechcieć (powinien) nieco złagodzić ton. Wzrost inflacji do końca roku jest co prawda praktycznie przesądzony, ale aprecjacja waluty proces ten będzie nieco łagodzić. Wciąż daleko do tego, by wskaźniki cen wymknęły się spod kontroli. Ponadto już teraz bank nieśmiało sugeruje, że niewielkie przestrzelenie bazowego CPI powyżej poziomu 2 proc. będzie akceptowalne. A może nawet wskazane.