Szanse na zmianę retoryki RPP są mało prawdopodobne

Trudno jednoznacznie ocenić, na ile ostatni boom na rynku nieruchomości mieszkaniowych jest wynikiem niskich realnych stóp procentowych.

Publikacja: 10.10.2018 05:00

Paweł Radwański główny ekonomista Raiffeisen Polbank

Paweł Radwański główny ekonomista Raiffeisen Polbank

Foto: Archiwum

Posiedzenia RPP potwierdzają, że realne szanse na zmianę retoryki gremium jako całości są obecnie iluzoryczne. W tej sytuacji pisanie o potrzebie normalizacji polityki pieniężnej może wydawać się bezcelowe, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że w dyskusji mocno zapomniano już o konsekwencjach, które może nieść ze sobą długotrwałe utrzymywanie niskich realnych stóp procentowych. Powszechnie akceptowaną opinią stała się natomiast bardzo przecież uproszczona „reguła kciuka", głosząca że im niższe stopy procentowe, tym szybszy wzrost gospodarczy. Jest to w mocnym konflikcie z teorią mówiącą, że dla maksymalizacji wzrostu gospodarczego w długim okresie stopa procentowa powinna być na poziomie „odpowiednim", a nie jak najniższym.

Reguła ta głoszona jest zresztą mimo ewidentnego braku sygnałów jej skuteczności, co widać choćby w niskiej dynamice inwestycji. Inne skutki są natomiast coraz bardziej widoczne. W strukturze wzrostu gospodarczego coraz wyraźniej dominuje konsumpcja. Nie powinno to dziwić w sytuacji gdy nie warto gromadzić oszczędności, które zresztą mogłyby stanowić bazę dla inwestycji. Wszystkim, którzy jednak chcieliby w tej sytuacji oszczędzać, pozostaje giełda i rynek nieruchomości, a więc te segmenty gospodarki, gdzie można jeszcze oczekiwać realnego zarobku. W przypadku krajowego rynku akcji trudno wprawdzie mówić o przegrzaniu, szczególnie jeśli spojrzeć na małe i średnie spółki, natomiast w przypadku nieruchomości sprawa wydaje się coraz poważniejsza.

Ewentualne powstanie bańki w tym segmencie gospodarki jest wyjątkowo niebezpieczne, gdyż dotyka zarówno gospodarstw domowych lokujących w nim oszczędności, jak też sektora finansowego, który finansuje zakupy na kredyt. Mechanizm jest stosunkowo prosty.

Strumień kapitału, który normalnie płynąłby w kierunku depozytów, kierowany jest w rynek mieszkaniowy, powodując wzrost cen. Z punktu widzenia banków oznacza to z kolei wzrost wartości zabezpieczeń i może zaniżać wycenę ryzyka. Końcowy efekt to zgromadzenie w bankach dużej liczby kredytów o pozornie wysokiej jakości, która urealni się dopiero w momencie dekoniunktury.

W dyskusji na temat konsekwencji niskich stóp procentowych wskazuje się też na inne, jeszcze trudniejsze do zaobserwowania efekty. Wśród nich można znaleźć nawet tak istotne kwestie jak rozwarstwienie społeczne, co wynika z faktu, że osoby zamożne mają łatwiejszy dostęp do kredytu i rynków finansowych przez co mogą skuteczniej wykorzystać niskie stopy do dalszego wzrostu majątku. Jeszcze innym skutkiem może być podtrzymywanie przy życiu firm, które nie radzą sobie z poprawą konkurencyjności i kontynuują działalność tylko dzięki nienaturalnie taniemu finansowaniu, co niekorzystnie wpływa na innowacyjność i konkurencyjność gospodarki. Trudno też wyobrazić sobie projekt budowania krajowego kapitału w warunkach ujemnych realnych stóp procentowych. Wartość oszczędności ulokowanych w akcjach bądź nieruchomościach będzie bowiem tak samo zmienna jak koniunktura i nie będzie mogła posłużyć do stabilizacji konsumpcji w warunkach spadku dochodu.

Nie chodzi jednak w tym miejscu o głoszenie kataklizmu. Po pierwsze, nawet w obliczu możliwego spowolnienia, polska gospodarka znajduje się w bardzo dobrej kondycji. Po drugie, trudno jednoznacznie ocenić na ile ostatni boom w nieruchomościach mieszkaniowych jest wynikiem niskich realnych stóp procentowych. Trudno też jednoznacznie stwierdzić, jaki poziom realnej stopy procentowej można uznać za „odpowiedni". Z dużą dozą prawdopodobieństwa można jednak sądzić, że nie jest nim wartość ujemna. Warto natomiast pamiętać, że opisane procesy są długotrwałe i jeśli wystąpią, bardzo trudno będzie je zatrzymać. Pozostaje więc pytanie, czy warto zwiększać ryzyko systemowe, które może zrealizować się za kilka lat za cenę krótkookresowych korzyści, jakie gospodarka może odnieść z tytułu nieco słabszego kursu walutowego bądź niższych obciążeń dla kredytobiorców.

Jedynym w zasadzie argumentem za obecną polityka pieniężną jest niski poziom inflacji bazowej połączony z ryzykiem wolniejszego wzrostu cen paliw bądź żywności. Mogłoby to doprowadzić do obniżenia inflacji CPI znacznie poniżej 2,5 proc. Trzeba jednak podkreślić, że nawet przy bardzo silnym spadku inflacji CPI realny poziom stóp procentowych w Polsce wciąż byłby na tyle niski, aby nie hamować aktywności inwestycyjnej firm. Trudno też oprzeć się wrażeniu, że struktura inflacji, tak ważna dla ekonomistów, jest mniej ważna dla gospodarstw domowych, których raczej nie interesuje to, czy wartość ich depozytów zmniejszana jest przez ceny paliw, żywności czy też komponenty bazowe.

Felietony
Wspólny manifest rynkowy
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Felietony
Pora obudzić potencjał
Felietony
Kurs EUR/PLN na dłużej powinien pozostać w przedziale 4,25–4,40
Felietony
A jednak może się kręcić. I to jak!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Felietony
Co i kiedy zmienia się w rozporządzeniu MAR?
Felietony
Dolar na fali, złoty w defensywie