We wrześniu 2018 r. pojawiła się nowa koncepcja wyceny instrumentów dłużnych. Co do zasady, od dawna fundusze muszą dokonywać wycen ceną godziwą. Problem w tym, co to znaczy. Powszechnie uznaje się, że to cena rynkowa. Wydawałoby się, że dla instrumentów notowanych będzie łatwo, jednak diabeł tkwi w szczegółach. Czy cena notowań przy obrotach 1 sztuki lub 1 zł to faktycznie cena godziwa? Wielu specjalistów uważa, że nie. W takim razie jaka?
Dla instrumentów dłużnych uznaje się tak zwaną skorygowaną cenę nabycia. Tak wyznaczona cena implikuje w krótkim okresie niską zmienność i jest łatwa do zastosowania. Ma też wady: wynikowo może oznaczać, że taki sam instrument jest wyceniany inaczej przez różne fundusze, gdyż zależy od ceny kupna, wymaga też wykonywania testów na utratę wartości. TFI zobowiązały się do robienia testów na wartość godziwą. W ich wyznaczaniu dużo zależy od audytora, co znaczy brak porównywalności między wynikami funduszy i instytucji. To istotne – kilka TFI oparło biznes na obietnicy stałego przyrostu i małej zmienności, a jedno z nich nawet się sprzedało w momencie zapowiedzi zmian zasad wyceny. Wydaje się, że przeszkodą jest brak możliwości wystandaryzowania zmiennych – np. rynkowych marż kredytowych oraz „zbenchmarkowania" wyceny instrumentów o niskich obrotach. Możliwym rozwiązaniem byłoby wyliczane krzywej kredytowej i marży kredytowej (krzywą kredytową wyznacza się jak krzywą stopy procentowej; dzieląc ją na różne poziomy ryzyka – od AAA po C, w zależności od agencji ratingowej). Z krzywej bierze się określoną marżę kredytową odpowiednią dla danego okresu. Wówczas argument niskiej płynności nie ma racji bytu – o ile można przesunąć jeden instrument, o tyle krzywej nie.
Urynkowienie i standaryzacja wycen są możliwe w branży budowlanej i ubezpieczeniowej. W budowlanej stosowane są (publikowane przez Sekocenbud) katalogi, zawierające ceny jednostkowe i wskaźniki cenowe. Za zbieranie danych odpowiada Ośrodek Wdrożeń Ekonomiczno-Organizacyjnych Budownictwa Promocja. Publikacje mogą być podstawą do wyceny robót budowlanych. Z kolei w przypadku ubezpieczeń samochodowych, dostępne są aktualizowane co miesiąc bazy danych. Większość kierowców wie, że przed zakupem ubezpieczenia, warto poznać wycenę auta. W tym celu należy sięgnąć po katalogi Eurotaksu czy Info-Experta. Skoro przygotowanie rynkowych wycen możliwe jest w tych branżach, dlaczego nie na rynku funduszy?
Brakuje instytucji publikującej dane kluczowe dla wycen, choć istnieją podmioty, które mogłyby to robić. Mowa m.in. o agencjach rządowych, Ministerstwie Finansów, NBP lub GPW. Istnieją też prywatne podmioty, posiadające status agencji informacyjnej, zbierające dane. Jest też GPW Benchmark, który przejął wyliczanie WIBOR. Mógłby wyliczać urynkowione marże kredytowe dla całego rynku. Wskaźnik mógłby posłużyć do przygotowania wycen przez fundusze.
Kluczowe dla rynku jest publikowanie marż kredytowych dla różnych poziomów ryzyka oraz stopy wolnej od ryzyka. Tymczasem stosowane są dwa modele do wyceny obligacji i wierzytelności. Wewnętrzna stopa zwrotu (IRR) jest miernikiem pozwalającym oszacować rentowność inwestycji, czyli odzwierciedlać rzeczywistą stopę zysku. Wyższa wewnętrzna stopa zwrotu oznacza wyższą dochodowość. W przypadku obligacji, IRR jest stały przez cały czas życia obligacji. W przypadku wierzytelności, urynkowia się stopę wolną od ryzyka, marża kredytowa jest stała. Aktualnie występuje pewna dwoistość. Rozporządzenie o wycenie funduszy inwestycyjnych i ustawa o rachunkowości nakazują wyceniać aktywa w cenach godziwych, przy czym jest ona zdefiniowana jako ta cena, po której mogą dokonać transakcji dwie dobrze poinformowane strony.