Jednym z elementów jest możliwość organizacji walnego zgromadzenia przez emitentów, którzy wcześniej nie uregulowali tej kwestii w swoich dokumentach korporacyjnych, co rodzi określone szanse (możliwość odbycia WZ) i ryzyka (opisane poniżej).
Ponad 10 lat temu, a konkretnie 10 marca 2010 r., SEG zorganizowało pierwsze zdalne WZ Zwykłej Spółki SA. Wówczas różnica w „czasie rzeczywistym" np. pomiędzy Warszawą a Lubinem wynosiła prawie 5 minut, co w praktyce powinno implikować, że w każdej okoliczności, kiedy przewodniczący pyta uczestników o jakąkolwiek interakcję, a w szczególności kiedy zarządza głosowanie, „fizyczni" uczestnicy powinni poczekać przynajmniej ok. 10 minut. Mimo to mieliśmy od początku pełną świadomość, że barierą w rozwoju zdalnych zgromadzeń nie są kwestie technologiczne, ale prawne.
Te zagrożenia związane z kwestiami prawnymi powodowały, że akcjonariusze byli podwójnie niechętni zdalnym zgromadzeniom – z jednej strony nie przyjmowali rozwiązań umożliwiających e-WZ, z drugiej zaś – tam, gdzie takie rozwiązania zostały przyjęte, to z nich nie korzystali. Dziś stoimy wobec szczególnych okoliczności, które mogą wymusić masowy zdalny udział w walnych zgromadzeniach spółek giełdowych, ale trzeba przyjrzeć się raz jeszcze ryzykom, które niosą za sobą e-WZ, i zastanowić się, jak nimi zarządzić w nowej rzeczywistości..
Ryzyka te dotyczyły i dotyczą przede wszystkim trzech kwestii: iluzoryczności, odpowiedzialności oraz obstrukcji. Sprawa pierwsza to problem dość iluzorycznego zrównania praw uczestników „fizycznych" i zdalnych – przecież mamy pełną świadomość, że akcjonariusze zdalni będą mieli mniej czasu na reakcję, mniej możliwości interakcji, a w szczególności nie będą mieli możliwości realizacji jednego z podstawowych uprawnień chroniących interesy akcjonariuszy mniejszościowych, a mianowicie wyboru członków rady nadzorczej grupami. Będą też dużo bardziej narażeni na niedopuszczenie do udziału w zgromadzeniu lub na usunięcie z grona uczestniczących, dyskutujących i głosujących.
Przedstawione powyżej problemy iluzoryczności wprost przekładają się na odpowiedzialność. Kto jest winien temu, że zdalny akcjonariusz „wyleciał" ze zgromadzenia w trakcie najważniejszego głosowania? I jakie mogą być tego konsekwencje? W jakich okolicznościach powinna być dokonywana reasumpcja głosowań? Czy mogę złożyć sprzeciw wobec uchwały, przeciwko której chciałem głosować, ale system mi tego (przypadkowo?) nie umożliwił? Kto decyduje, które z wniosków składanych przez zdalnych uczestników powinny zostać ujawnione na zgromadzeniu, a które zapomniane? Jakie mogą być konsekwencje sytuacji, w której zdalny akcjonariusz zażądał głosowania grupami i okazało się ono niemożliwe do realizacji?