Z technicznego punktu widzenia lutowo-marcowe załamanie się rynków akcji związane było z przerwaniem kluczowych wsparć przez światowe indeksy. WIG wydostał się dołem z kilkuletniego kanału wzrostowego oraz przerwał linię 25-letniego trendu hossy poprowadzonego z denka z 1995 r. S&P 500 zakończył wzrostową falę rozszerzonej korekty 2018–2021 i przełamał dwie kluczowe średnie MA200_d oraz MA200_w. DAX zaś po fałszywym wybiciu historycznych szczytów zbudował pułapkę hossy i na ruchu powrotnym z lutowych maksimów przebił się przez dno kilkumiesięcznego trójkąta. Czy można było to przewidzieć? O ile tempo spadków jest mocnym zaskoczeniem, o tyle ich pojawienie się już niekoniecznie. A wszystko to za sprawą m.in. praw fizyki, o których często się zapomina, czy też nie chce się ich zauważać.
Zasada zachowania energii jest jednym z podstawowych praw fizyki i dzięki wykorzystaniu matematyki naukowcy są w stanie opisać przyszłe zjawiska, które powinny wydarzyć się na bazie dotychczasowych procesów. Energia mechaniczna, chemiczna, jądrowa, elektryczno-magnetyczna czy też słoneczna stanowią przykłady dobrze nam znanych form nieustannego ruchu cząstek elementarnych. Z jednej strony moglibyśmy zagłębić się w kwantowy świat i zrozumieć, na czym polegają oddziaływania słabe i silne czy też elektromagnetyczne i grawitacyjne, jednakże na końcu naszej naukowej podróży prawdopodobnie pojawiłoby się pytanie: czy naprawdę nasz świat zbudowany jest na probabilistyce? I czy jednak Bóg gra w kości, panie Albercie?
Wracając do tematu energii i kapitału, ostatnie wydarzenia na rynkach finansowych dają do myślenia, że analizowanie od strony fundamentalnej zjawiska krachu na giełdach mija się z celem, a spadki DJIA czy S&P 500 zostały poprzedzone odpowiednimi procesami na rynku długu.
Zachodząca od wielu dekad odwrotna korelacja między technicznymi sygnałami kupna bondów a bessą na rynkach akcji sygnalizowała od 2018 r., że na Wall Street panuje wydłużona korekta pędząca, a nie nowa fala hossy. DJTA czy też Russell2000 nie potwierdzały rzekomego rynku byka w USA, zaś podążanie cen długoterminowych obligacji US30Y w kierunku górnego ograniczenia 30-letniego kanału wzrostowego było dla akcjonariuszy stąpających po kruchym parkiecie sygnałem dywergencji międzyrynkowej i nadchodzących zmian. Kiedy już bondy były przy historycznych szczytach i zaczęły je wybijać, na ucieczkę z akcjonariatu było w USA za późno. Załamanie się cen akcji na Wall Street okazało się błyskawiczne i głębokie, jednakże z punktu widzenia relacji US30Y vs S&P 500 wciąż jest sporo miejsca dla jankeskich indeksów.
Jak pokazuje historia, do zapoczątkowania nowego rynku byka wskazana byłaby zmiana trendu na rynku długu i ucieczka zakumulowanego kapitału w stronę bardziej ryzykownych aktywów. Postępujący od 2018 r. proces upychania energii w długoterminowe obligacje zapewne kiedyś dobiegnie końca, a tym samym zmagazynowany kapitał zacznie rozlewać się po Wall Street, stając się zalążkiem czy też motorem napędowym nowej hossy. Pytanie tylko, kiedy miałoby to nastąpić? Zgodnie z cyklem Bennera-Fibonacciego (B-F) indeksy DJIA czy S&P 500 powinny osiągnąć dołek w 2021 r. i dopiero wówczas zwolennicy grania długich pozycji mieliby zielone światło do budowania długoterminowych strategii. Z drugiej strony możliwe są pewne przesunięcia czasowe, a biorąc pod uwagę, że ww. cykl B-F bazuje na dołkach oddalonych od siebie o 16-18-20 lat, to dokładność prognoz jest tutaj dyskusyjna.