Błędne koło siły dolara

Gdy Donald Trump ogłosił, że ma dowody, iż wirus SARS-Cov-2 wymknął się spod kontroli laborantom z Wuhanu, w dyskusjach nad konsekwencjami pojawiły się głosy, że USA powinny zaniechać obsługi amerykańskiego długu, który posiadają Chińczycy.

Publikacja: 18.05.2020 05:00

Damian Rosiński makler papierów wartościowych, DM AFS

Damian Rosiński makler papierów wartościowych, DM AFS

Foto: parkiet.com

Koncepcji tej ponoć ostro sprzeciwił się doradca prezydenta ds. gospodarczych Larry Kudlow. Miał on stwierdzić, że wiarygodność rządu USA jako rzetelnego dłużnika jest świętością i nigdy nie powinna zostać podważona. To słuszne stanowisko, bo będąc emitentem światowej waluty rezerwowej, Amerykanie znacznie więcej zyskują, niż tracą.

Dolar pozostaje w centrum światowego obrotu finansowego i handlowego. Od kształtowania się jego wartości zależą, bezpośrednio lub pośrednio, ceny niemal wszystkich aktywów finansowych. Sztandarowa rola, jaką waluta USA odgrywa w światowym obrocie gospodarczym, ujawnia się szczególnie silnie w momentach przełomowych. Takich, z jakimi mamy obecnie do czynienia. Pomijając epizod roku 2017, dolar umacnia się systematycznie od 2011 r., kiedy to druga najważniejsza waluta rezerwowa świata – euro – przeżywała trudne chwile związane z kryzysem zadłużenia. Od początku tego roku nie przestaje się cieszyć rosnącym popytem. W marcu najpierw chwilowo dolar stracił na wartości, następnie gwałtownie odbił, osiągając najwyższy poziom od 17 lat, by po skorygowaniu tego skoku powrócić w ramy stabilnego średnioterminowego trendu aprecjacji. Jak kształtować się będzie jego wartość w najbliższych kwartałach?

W krótkim terminie, tj. dopóki nie miną bezpośrednie zagrożenia oraz problemy związane z zamrożeniem gospodarek, jego los wydaje się dość jasny. Pozostanie on raczej mocną walutą, w szczególności dla trapionych przez jego brak gospodarek wschodzących. Na rynku zaczął się natomiast kształtować pogląd sugerujący, że po tym okresie, w drugiej połowie roku i później, zacznie się trwale osłabiać, ponieważ nie będzie w stanie oprzeć się efektom bezprecedensowego psucia go przez Rezerwę Federalną.

Argument ten nie jest oczywiście pozbawiony siły. W porównaniu z działaniami podjętymi przez inne banki centralne, w tym EBC, Bank Japonii (BoJ) czy Ludowy Bank Chin, aktywność Fedu tej wiosny imponuje skalą i rozmachem. Bilans banku od marca rośnie w tempie wykładniczym. Zbliża się do 7 bln USD, czyli blisko 30 proc. rocznego PKB USA. To wciąż mniej, niż już wcześniej zgromadziły BoJ czy EBC, ale ostatnio „drukują" one relatywnie mało. Ten efekt rzeczywiście może z czasem zaszkodzić dolarowi. Wygląda jednak, że jest to wciąż odległa perspektywa.

Problem polega na tym, że pomimo gwałtownego wzrostu płynności w dolarach dostarczanej przez Fed najważniejszej waluty czasów, w których żyjemy, jest wciąż za mało. Dług wyemitowany w dolarach nie tylko przekracza już wartość wszystkich wyemitowanych amerykańskich pieniędzy, ale brakuje go nawet do bieżącej obsługi zobowiązań. Niesie to ze sobą poważne ryzyko tzw. deflacji długu (debt deflation) – błędnego koła, w którym dochodzi do realnego wzrostu obciążeń z powodu ogólnego spadku cen w gospodarce.

Wywołuje je w kryzysie pospieszne spieniężanie aktywów w celu spłaty zobowiązań, co powoduje spadek ich cen. W konsekwencji dochodzi do zmniejszenia ilości pieniędzy w obiegu, następuje nowa fala spadku cen aktywów (akcji spółek), na tyle silna, że dochodzi do bankructw firm. Następuje spadek zaufania konsumentów, rosną oszczędności, a zakupy, które nie są niezbędne, są odkładane. Stąd wiedzie już prosta droga do deflacji w światowej gospodarce, a co za tym idzie... wzmożonego popytu na dolara (spłacanie kredytów). W ten sposób domyka się cykl uniemożliwiający jego osłabienie.

I tak to obecnie widzi rynek. Jak się okazuje, paradoksalnie, w ślad za rosnącym bilansem Fedu wartość dolara rośnie, a nie maleje. Podłożem tego zjawiska jest malejąca w ślad za wzrostem podaży pieniądza (M) prędkość jego obiegu (V). Wartość dokonanych w gospodarce transakcji po określonej cenie (nominalny PKB) jest, jak wiadomo, iloczynem podaży pieniądza i szybkości jego obrotu. W następstwie kryzysu Fed „zasypuje dziurę" poprzez zwiększenie pierwszego czynnika, ale nie jest w stanie wpłynąć na drugi. Spadające „V" zwiększa zapotrzebowanie na dolary, przede wszystkim zadłużonych w tej walucie firm z gospodarek wschodzących. Widać to po zachowaniu walut emerging markets (EM) w ostatnich dwóch miesiącach.

Niewiele pomagają tu ułatwienia dokonywane przez Fed, np. linie swapów walutowych nastawione na ułatwienie dostępności dolarów tam, gdzie są najbardziej potrzebne. By jednak takie transakcje z Rezerwą Federalną przeprowadzić, trzeba mieć rezerwy, których w większości państw EM brakuje. Lokalna waluta jest w takiej sytuacji na straconej pozycji. I jak w takiej sytuacji nie posiadać dolarów?

Felietony
Tantiemy – sztuka zarabiania na cudzej kreatywności
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Felietony
Najgorętsza dekada od wojny
Felietony
Ślimacze tempo transpozycji
Felietony
Deregulacja? To nie takie proste
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku
Felietony
Omnibus – zamrażanie czasu
Felietony
Fundusze mogą rozwiązać dylematy inwestorów