Koncepcji tej ponoć ostro sprzeciwił się doradca prezydenta ds. gospodarczych Larry Kudlow. Miał on stwierdzić, że wiarygodność rządu USA jako rzetelnego dłużnika jest świętością i nigdy nie powinna zostać podważona. To słuszne stanowisko, bo będąc emitentem światowej waluty rezerwowej, Amerykanie znacznie więcej zyskują, niż tracą.
Dolar pozostaje w centrum światowego obrotu finansowego i handlowego. Od kształtowania się jego wartości zależą, bezpośrednio lub pośrednio, ceny niemal wszystkich aktywów finansowych. Sztandarowa rola, jaką waluta USA odgrywa w światowym obrocie gospodarczym, ujawnia się szczególnie silnie w momentach przełomowych. Takich, z jakimi mamy obecnie do czynienia. Pomijając epizod roku 2017, dolar umacnia się systematycznie od 2011 r., kiedy to druga najważniejsza waluta rezerwowa świata – euro – przeżywała trudne chwile związane z kryzysem zadłużenia. Od początku tego roku nie przestaje się cieszyć rosnącym popytem. W marcu najpierw chwilowo dolar stracił na wartości, następnie gwałtownie odbił, osiągając najwyższy poziom od 17 lat, by po skorygowaniu tego skoku powrócić w ramy stabilnego średnioterminowego trendu aprecjacji. Jak kształtować się będzie jego wartość w najbliższych kwartałach?
W krótkim terminie, tj. dopóki nie miną bezpośrednie zagrożenia oraz problemy związane z zamrożeniem gospodarek, jego los wydaje się dość jasny. Pozostanie on raczej mocną walutą, w szczególności dla trapionych przez jego brak gospodarek wschodzących. Na rynku zaczął się natomiast kształtować pogląd sugerujący, że po tym okresie, w drugiej połowie roku i później, zacznie się trwale osłabiać, ponieważ nie będzie w stanie oprzeć się efektom bezprecedensowego psucia go przez Rezerwę Federalną.
Argument ten nie jest oczywiście pozbawiony siły. W porównaniu z działaniami podjętymi przez inne banki centralne, w tym EBC, Bank Japonii (BoJ) czy Ludowy Bank Chin, aktywność Fedu tej wiosny imponuje skalą i rozmachem. Bilans banku od marca rośnie w tempie wykładniczym. Zbliża się do 7 bln USD, czyli blisko 30 proc. rocznego PKB USA. To wciąż mniej, niż już wcześniej zgromadziły BoJ czy EBC, ale ostatnio „drukują" one relatywnie mało. Ten efekt rzeczywiście może z czasem zaszkodzić dolarowi. Wygląda jednak, że jest to wciąż odległa perspektywa.
Problem polega na tym, że pomimo gwałtownego wzrostu płynności w dolarach dostarczanej przez Fed najważniejszej waluty czasów, w których żyjemy, jest wciąż za mało. Dług wyemitowany w dolarach nie tylko przekracza już wartość wszystkich wyemitowanych amerykańskich pieniędzy, ale brakuje go nawet do bieżącej obsługi zobowiązań. Niesie to ze sobą poważne ryzyko tzw. deflacji długu (debt deflation) – błędnego koła, w którym dochodzi do realnego wzrostu obciążeń z powodu ogólnego spadku cen w gospodarce.