Świetne w wykonaniu indeksów giełdowych ostatnie miesiące 2020 r., pomimo serii lokckdownów w reakcji na drugą falę pandemii SARS-Cov-2, to w dużej mierze wyraz oczekiwania, że ożywienie w światowej gospodarce po załamaniu z pierwszej połowy roku będzie w 2021 r. kontynuowane lub jeszcze przyspieszy. Podtrzymana miałaby zostać słabość amerykańskiego dolara, sprzyjające warunki finansowe, wysoki apetyt na ryzyko i popyt na aktywa rynków wschodzących. To wszystko w warunkach umiarkowanej lub słabnącej inflacji.
Dobrze rokujący 2021 rok, z pandemią pod kontrolą dzięki skutecznej szczepionce oraz synchronicznym wzrostem PKB stał się (niebezpiecznie) konsensusem wśród uczestników rynku. Nakazuje to zwiększenie ostrożności i skupienie raczej na poszukiwaniu przysłowiowej dziury w całym, niż wpisywanie w nurt nader optymistycznych projekcji.
Już nawet względnie krótkookresowe prognozy, jak choćby te, iż wraz z pojawieniem się drugiej, silniejszej fali pandemii IV kwartału minionego i I kwartału obecnego roku będą generalnie słabe gospodarczo i rynkowo, nie sprawdziły się. W okresie od października do grudnia załamanie konsumpcji czy to w Polsce, czy strefie euro, USA, nie mówiąc już o Chinach i innych krajach Azji, było symboliczne lub wręcz niewidoczne. Przemysł zachowywał się doskonale, stale odbudowując pozycję po pandemii i nawet sektor usług zdołał zaadaptować się do nowych warunków i nie pogłębiał spadków, pomimo wielu restrykcji.
W warunkach, w których formułowanie projekcji na najbliższą nawet przyszłość staje się tak trudne, dużo lepszym rozwiązaniem jest ustawienie się w kontrze do dominujących opinii odnośnie do 2021 r. W szczególności względem tego, co aktualnie dyskontuje rynek, bo na nim o ruchy sprzeczne z tym, co w danym momencie wynika z analizy koniunktury, stosunkowo najłatwiej.
Nawet jeśli przyjąć, że w 2021 roku globalna gospodarka faktycznie będzie rozwijała się w szybkim tempie, co wydaje się prawdopodobne, biorąc pod uwagę niską bazę 2020, hojne programy wsparcia i masę gotówki zgromadzonej przez firmy i konsumentów, czy pewnym jest, że banki centralne będą utrzymywały ultrałagodne nastawienie w polityce pieniężnej? Świadome własnych ograniczeń apelowały one w przeszłości o większe zaangażowanie polityki fiskalnej do stymulowania koniunktury, ale to się właśnie stało. Czy nie jest to więc dobry czas na ograniczenie akomodacyjności polityki pieniężnej, choćby minimalne w postaci redukcji skali zakupów QE? Nie wykluczałbym, że w połowie roku Fed zasygnalizuje taką możliwość.